Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnego dnia orszak hugonotów spotkał gromadę szlachty katolickiej, wśród której było kilku dworzan księcia. Spodziewano się zajścia, tymczasem katolicy zbyli milczeniem obelżywe okrzyki, a jeden z nich zwrócił się do Bernarda de Mergy i kłaniając się grzecznie, zapytał:
— Zapewne widziałeś pan admirała? Jakże się miewa? Czy morderca został ujęty?
Bernard poznał barona de Vandreuil; powitawszy go również uprzejmie, odpowiedział na pytanie. Zawiązała się rozmowa, do której wmieszało się kilku innych panów; po wzajemnej wymianie grzeczności, rozstano się w najlepszej zgodzie.
Baron de Vandreuil nieco dłużej zatrzymał Bernarda, który wskutek tego pozostał w tyle za innymi; żegnając się z nim, przestrzegł go, że popręg na koniu się rozluźnił.
Bernard zsiadł i poprawiwszy siodło, miał odjeżdżać, kiedy usłyszał tętent za sobą. Obejrzał się i ujrzał nieznajomego młodzieńca, którego przed chwilą widział w towarzystwie pana de Vandreuil.
— Na honor! — zawołał nieznajomy — jakżebym pragnął spotkać jednego z owych krzykaczy, którzy przed chwilą wrzeszczeli na całe gardło: „Precz z Gwizyuszami!”
— Nie potrzebujesz pan szukać daleko — odparł Bernard.
— Czyżbyś pan należał do liczby tych hultajów?