Strona:PL Merimee - Dwór Karola IX-go.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panie admirale! twój wiek i stanowisko pozwalają ci bezkarnie znieważać biednego szlachcica w najdroższych jego uczuciach. Błagam cię, rozkaż jednemu z twoich dworzan powtórzyć te słowa, a będę one ostatniemi, jakie w swojem życiu wymówił.
— Nie wątpię, że taki jest zwyczaj pomiędzy młodzieżą, ale moim dworzanom nie wolno ich naśladować; gdyby który z nich poważył się to uczynić, wypędziłbym go natychmiast.
Rzekłszy to, odwrócił się.
Kapitan trząsł się z wściekłości a wybiegłszy z pałacu Châtillon, dosiadł konia. Biedne zwierzę odpokutowało za wszystkich, gdyż rozjątrzony jeździec pędził jak szalony, bodąc je ostrogami. Przechodnie z przestrachem usuwali się z drogi. Szczęście, że nie spotkał żadnego dworaka, bo z pewnością, dla ulżenia sobie, byłby szukał sposobności do kłótni.
Dojechawszy w ten sposób do Vincennes, uspokoił się nieco i zawrócił do Paryża. Wierzchowiec jego był okryty krwią i pianą.
— Biedny przyjacielu! — rzekł z gorzkim uśmiechem — tyś został ukarany za zniewagę, którą mi wyrządzono.
Pogłaskał niewinną ofiarę swego gniewu i stępią udał się na przedmieście Św. Antoniego. Nie powtórzył jednak bratu szczegółów rozmowy z admirałem; powiedział, że Coligny odmówił swego pośrednictwa.