Strona:PL May - Matuzalem.djvu/522

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przyjaciele nie powinni się kłócić. A ty, Godfrydzie, trzymaj język na wodzy. Rozpuściłeś go, niczem bicz dziadowski.
— Wcale mi się tak nie wydaje. To, co powiedziałem mijnheerowi, było tylko drobną zemstą.
— Za co?
— Za jego grzmoty.
— Aha! Chrapał tak bardzo?
— Czy chrapał? Istne trzęsienie ziemi!
Daarvan wet ik niets — Nic o tem nie wiem — zaprotestował grubas.
— Rozumie się, śpi pan jak siedmiu braci śpiących. Próbowałem już trzymać pana za nos, ale i to nie pomaga, gdyż zaczął pan chrapać ustami. Nie dziw więc, że nie byłem dla pana dobrze usposobiony i wskutek tego wyrwał mi się ten gruby wódz kafrów. Przejdźmy nad tem do porządku dziennego. Rozmawialiśmy o stryju Danielu. Chciałbym wiedzieć, w jakich okolicznościach odkryjemy mu nasze tak zwane tożsamości?
— Przy pierwszej okazji. Trudno zgóry przewidzieć — rzekł Degenfeld.
— A jednak! Powiedzmy, że pan Stein położy się spać, nie bacząc na symfoniczny koncert mijnheera. O czemże będzie śnił? Jako dobry Niemiec, oczywiście, o swej ojczyźnie. I podczas gdy duch jego będzie oglądał Prusy, i Saksonję, i Bawarję, i Baden, i miasta hanzeatyckie, my, stojąc pod oknami zaintonujemy jakąś niemiecką piosenkę, jakiś tercet, jaki śpiewaliśmy niejednokrotnie w domu, o ile

128