dentów innych narodowości — rzekł Degenfeld. — Zresztą, wogóle nie chciałbym, aby wiedział, kim jesteśmy,
— Dlaczego?
— Aby mu zrobić niespodziankę. Możemy uchodzić za angielskich burszów, którzy wyruszyli w podróż naokoło świata.
— En ik? — A ja? Za kogo ja mam uchodzić? — zapytał mijnheer.
— Pan? — odezwał się Godfryd. — Pan jest nikim innym, tylko grubym wodzem kafrów, Zetewayo, którego chcemy zawieźć do Londynu, aby nauczyć przyrządzania puddingu.
— Zoo? — Tak? A pan, mój panie? Jesteś nieszczęsnym hipopotamem, i będę pana pokazywał w Londynie za pieniądze. Będę brał po szylingu od przyzwoitych ludzi, a połowę od rozmaitych obijboków i studentów!
— Świetnie! — roześmiał się Godfryd. — To mi pan rogów natarł. I słusznie. Możemy więc wzajemnie się pokazywać i zarabiać na tem grubą gotówkę. Nieprawdaż?
— Dosyć tego. Chcę wiedzieć, czem mam być w Ho-tsing-ting?
— Jaką rolę będzie pan odgrywać? Jeść i pić — tak będzie najlepiej.
— Owszem, owszem, jesteś pan, widzę, moim prawdziwym przyjacielem, i bardzo za to pana lubię.
Rzekłszy to, podał rękę Godfrydowi.
— W to mi graj! — zawołał Matuzalem. —
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/521
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
127