przypadkiem nie byliśmy wszyscy trzej zachrypnięci. Co pan sądzi o tym pomyśle?
— Wcale niezły.
— Doskonały — wtrącił Ryszard — Wybierzemy jakąś melodyjną, rzewną piosenkę.
— A ja myślę, rzekł Matuzalem — że trzeba wybrać coś, co chwyta za serce. Naprzykład „Lorelei“ Heinego.
— Świetnie. Akurat na mój bas! — stwierdził Godfryd.
Zaintonował pierwszą zwrotkę tak głośno, że jeźdźcy odwrócili się zaniepokojeni. Zadowolony z wrażenia, dodał:
— Znamy doskonale wszystkie zwrotki. Ileżto razy śpiewaliśmy tę pieśń razem?
— A ja? — zapytał mijnheer. — Ja też chcę śpiewać.
— A czy pan potrafi? — wątpił Godfryd.
— Jeszcze jak! Śpiewam i gwiżdżę jak słowik.
— Ale nie po niemiecku!
— Ok duitsch — Po niemiecku również.
— Gdzie się pan nauczył?
— W Kolonji. Byłem członkiem „Lutni“.
— Taak! Ale tej pieśni pan nie zna?
— Tę znam najlepiej.
— I co za głos pan posiada?
— Pierwszorzędny i niezwykły.
— Ale bas, czy tenor, czy baryton?
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/523
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
129