Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/503

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

takiego postępowania. Chodzi o to, że mam dla pani list.
Matka, do niej to były skierowane słowa Matuzalema, obejrzała go ze zdumieniem.
— List? Od kogo?
— Od tego, którego już dawno uważałyście za straconego.
— Od mego... od mego małżonka i pana? — rzekła ledwo dosłyszalnym szeptem, opierając się na ramieniu córki.
— Tak — rzekł Matuzalem. Czy czuje pani się na siłach wysłuchać treść listu? Proszę, niech pani siada.
Podsunął jej krzesło. Uprzejmość Matuzalema znalazła dwóch naśladowców. Turnerstick podsunął swoje krzesło jednej z córek, mówiąc:
— Proszęg panienkęg, niechang paning siadang! Zechceng paning zającing miejsceng!
Również mijnheer ustąpił swego krzesła drugiej córce, prosząc z najsłodszym uśmiechem na ustach:
— Proszę bardzo, aby zechciała pani usiąść na krześle, na mojem krześle. Chętnie ustąpię go pani.
Dziewczyny, oczywiście, nie zrozumiały ani słowa, chociaż domyśliły się, o co chodzi. Usiadły z obu stron matki, obaj zaś salonowcy cofnęli się no krok, przyczem Turnerstick szepnął grubasowi na ucho:
— Wspaniała dziewczyna, jak Boga kocham!

109