Biesiadnicy prowadzili ożywioną rozmowę. Gospodarz był zadowolony z zadowolenia gości. W pewnej chwili Matuzalem zwrócił się do niego:
— Nie uszła naszej uwagi pana niezwykła gościnność i jesteśmy panu bardzo wdzięczni. Zwyczaj, naszego kraju w takich okolicznościach wymaga od nas pewnej grzeczności, którą chcielibyśmy spełnić, o ile pan nam pozwoli.
— Pozwolić? O panie, pana rzecz rozkazywać, moja słuchać.
— Istotnie? Bardzo nas to cieszy. Przepisy naszego kraju każą po uczcie podziękować osobiście pani domu i jej córkom. Zechce pan zatem poprosić owe trzy kwiaty pańskiej rodziny, aby nie odmówiły nam swego widoku, dając nam możność wyrażenia Im wdzięczności i szczerego naszego szacunku.
— Panie, tylko nie to! — błagał gospodarz z przestraszoną miną. — Nie jest to zgodne z tutejszemi zwyczajami.
— Nie sądzę, skoro potężny tong-tszi z Kuang-tszéu-fu przedstawił nas swojej małżonce.
— Ale to przeczy przykazaniom mojej religji.
— A czy pańskie krewne również wyznają Islam?
— Nie.
— No, to w takim razie pańskie zastrzeżenia są nieistotne. Dotychczas można było o panu myśleć, że jest pan bardzo gościnny. Czy chce pan
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/500
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
106