— Een olieprins? — Król nafty? Do licha! To świetne! To nadzwyczajne!
Był bardzo wzruszony i, chodząc po pokoju mruczał wciąż słowa „król nafty“ i „bardzo dobrze“. Pomysł Matuzalema, aczkolwiek był wypowiedziany w formie dowcipu, padł na grunt aż nazbyt podatny.
Gospodarz przyniósł pachnącą herbatę w drobnych i ozdobionych filiżankach. Można było wypić tylko po jednej filiżance, gdyż był to haust powitalny. Wnet ukazał się hoei-hoei. Godfryd zapalił fajkę, i mały oddział ruszył w wielokrotnie opisywanym porządku ku domowi muzułmanina, budząc po drodze podziw licznie zgromadzonych gapiów, którzy w milczeniu, pełnem szacunku, szli za cudzoziemcami i, mimo że tamci znikli w domostwie swego przewodnika, długo jeszcze stali na dworze.
Wnętrze budynku składało się z jednej, bardzo czysto utrzymanej izby i mniejszej komórki, która była pokojem dla kobiet i zarazem kuchnią. Żadna z kobiet nie ukazywała się, a to zgodnie z chińskim zwyczajem, tem bardziej tutaj przestrzeganym, że właściciel domu był wyznawcą islamu, co bynajmniej nie znaczy, aby trzymał się innych zwyczajów przepisanych przez koran; przeciwnie, wszystko tu się odbywało po chińsku. Sam hoei-hoei nie przysiadł się do stołu, zajęty obsługiwaniem gości.
Była to istna uczta biedaka, który, podejmując bogatego gościa, gotów się zastawić, — jak brzmi przysłowie. O rozmaitości menu w tak małej wiosce nie można było zresztą marzyć.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/499
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
105