— Tak jest dobrze — rzekł zadowolony. — Jestem urodzonym jeźdźcem.
Rozradowany, że odkrył w sobie zdolności hipiczne, odważył się na żywszy ruch i... odrazu zgubił strzemiona. Koń zaś, snać zadowolony z tych manewrów, wspiął się, zwalając jeźdźca na ziemię. Na szczęście, ogier nie miał ognistego temperamentu. Odwrócił się, aby obejrzeć swego „kierowcę“, i nie ruszał z miejsca.
— Na miłość Boską, mijnheer, — odezwał się Degenfeld zaniepokojony — czy nic złego pan sobie nie wyrządził?
— Ja? A jakże! — odpowiedział z jękiem mijnheer, trzymając wciąż kończyny w powietrzu. — Ten głupi hipopotam zgubił mnie ztyłu. Ik ben dood. Bezwarunkowo nie żyję!
— Niech pan więc przynajmniej złoży ręce i nogi na ziemi!
— Dat kann ik niet. — Nie mogę. Umarłem!
— Spróbujemy wrócić panu siły. Znajdzie się między zapasami butelczyna raki. Natrzemy pana tym trunkiem.
Ale grubas stał już na nogach i wołał:
— Raki? Gorzałka? Nie, nie pozwolę się gorzałką nacierać! Gorzałkę chcę wypić. Wypita lepiej działa, niż wtarta. Gdzież jest ta flaszka?
Dostał ją i pociągnął takiego hausta, że zaniepokoił widzów. Matuzalem wyrwał mu butelkę z ręki i rzekł:
— Chwilowo wystarczy. Widzę, że zmartwych-
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/472
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
78