Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

duje się tak rzadki i cenny dokument. Przyśle mi wzamian drugi. Ufam więc, że nie odmówi pan mojej prośbie. W ten sposób chociaż w drobnej cząsteczce zrewanżuję się za uratowanie mi życia.
Matuzalem przyjął podarunek z wdzięcznością, poczem pożegnał grzecznych, sympatycznych Chińczyków. Wyszedłszy na ulicę, ujrzał przed domem Wing-kana oddział policjantów, oraz kulisów, wynoszących większe paki. Władze konfiskowały majątek jubilera, zawczasu wyzbyty z najcenniejszych klejnotów przez zapobiegliwego dostojnika.
Ledwo obaj Niemcy weszli do domu tong-tszi, u wylotu ulicy rozległy się ostre dźwięki gongu. Wartownik oznajmiał, że bogowie sami się wyzwolili i że dziś jeszcze wrócą do swoich świątyń. Dodał także, że przestępcy w więzieniu oczekują na sprawiedliwą karę. Tymczasem marszałek domu mandaryna dostarczył gościom palankiny. Podróżni wsiedli do pojazdów i wyruszyli, poprzedzani przez dwóch forysiów. Dwaj inni szli za nimi. Matuzalem zostawił w domu i fajkę wodną, która mogła mu w wycieczce zawadzać, i newfundlandczyka, i — ku wielkiemu niezadowoleniu Godfryda — obój.
Niebawem kulisowie zatrzymali się przed budowlą, którą nazwali „świątynią pięciuset duchów“. Cudzoziemcy opuścili palankiny, aby obejrzeć świątynię dokładnie. Wkroczyli w aleję, przykrytą dachem. Z obu stron stały kamienne potwory. Na spotkanie wyszedł dobrze utuczony bonza, witając gości przyjaznem, „tszing, tszing“. Zgodził się oprowadzić ich

99