Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wszedł z nimi do podwójnej hali. Tu pod ścianami „siedziało“ pięćset pozłacanych figur, wyobrażających najznakomitszych uczniów Buddy.
Na pierwszy rzut oka aleja robiła wrażenie przygnębiające. Po bliższej obserwacji można się było nawet oswoić z tem niemem towarzystwem, składającem się wyłącznie z dobrodusznych bóstw.
Ponieważ w Chinach pojęcie urody jest spowinowacone z pojęciem otyłości, a „wzniośli święci“ bezwarunkowo powinni byli się szczycić wybitną urodą, przeto wszystkie posągi miały kształty mniej więcej, a raczej więcej zbliżone do rozmiarów mijnheera van Aardappelenborsch. Czasem nawet prześcigały je znacznie. Twarze były bez wyjątku dobroduszne; niektóre uśmiechały się; inne znowu śmiały serdecznie; szczęki tak szeroko były rozwarte, a oczy tak głęboko ukryte w fałdach policzków, że wydawało się, iż za chwilę wybuchnie salwa ogólnego śmiechu.
Jedna tylko figura miała poważną minę; wyróżniała się także odrębnym strojem. Na zapytanie Matuzalema, bonza objaśnił:
— To największy i najsławniejszy, najpotężniejszy i najświętszy bóg naszej świątyni. Zowią go Ma-ra-ca-pa-la. Posiada zresztą szereg innych imion.
A więc to był posąg słynnego weneckiego podróżnika Marko Polo, który pierwszy przywiózł do Europy wyczerpujące i ważne wiadomości o Chinach i Wschodniej Azji i którego nazwisko, aczkolwiek przekształcone po chińsku, dochowało się do dnia

100