Ryszard nie zobaczył ani jednej dżonki, ani jednego domu. Rozprzestrzeniła się natomiast przed jego czarni daleka, ledwo poruszająca się ciemna powierzchnia, w której odbijał się blask gwiazd. To było morze.
Chłopiec przestraszył się na dobre. Pomyślał sobie, może dżonka zerwała się z kotwicy i teraz mknie ślepo naprzód, zdana na łaskę odpływu? Chociaż nie był marynarzem, wiedział, jaki czas dzieli odpływ od przypływu — dwanaście i pół godziny. Nazajutrz dopiero przed południem dżonka powinna była odpłynąć do Kantonu, korzystając z przypływu; teraz była może pierwsza po północy, a więc zaczynał się odpływ. Mogło się zdarzyć, że okręt opuścił port bez wiedzy załogi, która zapewne spała snem kamiennym.
Ryszard postanowił obudzić stryja Matuzalema.
Ale student spał tak twardo, że napróżno chłopiec nawoływał, napróżno nim potrząsał. Przerażenie Ryszarda wzmogło się jeszcze bardziej. Chciał wyjść na pokład i zaalarmować załogę; w tym celu odryglował drzwi. Nie mógł ich otworzyć — były bowiem z zewnątrz zabarykadowane.
Zaczęło w nim świtać przypuszczenie, które mogło tylko wzmóc jego przestrach: Chińczycy nie są uczciwymi ludźmi — „Królowa Wód“ jest okrętem korsarskim. Europejczykom wlano opjum do sam-chu, aby ich uśpić i następnie obrabować, a może i zgładzić.
Strona:PL May - Matuzalem.djvu/166
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
40