Przejdź do zawartości

Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
204
──────


pić musi. Trzeba przyznać, iż wcale przewidującą nie jesteś...
— Mówisz w sposób dziwny — odparła urażona. — Sądziłam, iż przy oszczędności, przy twojéj podwojonéj pensyi, potrafimy utrzymać się przynajmniéj czas jakiś.
— Przy oszczędności, jakąś zaprowadziła, potrzebaby przynajmniéj sześć razy większéj pensyi.
— Cóż mam teraz zrobić?
— Moja kochana — zawołał ze złością — są rady, których dawać mi nie wypada, nawet w razie, gdybyś miała tak mało sprytu, iż sama na nie wpaść nie potrafisz.
— Nie rozumiem cię.
— Tém gorzéj dla ciebie.
— Mój Boże, jak ty do mnie mówisz!
— Lepiéj byłoby dla nas, gdybyśmy umieli rzecz każdą nazwać po imieniu — wybuchnął gwałtownie — gdybyśmy patrzyli na świat trzeźwemi oczyma, nie byli materyalnie i moralnie chowani w puchu. Nieraz zapytuję, na co nam dano szlachetne pojęcia, delikatne uczucia, smak wybredny?... Byśmy lepiéj odczuli ból każdy, srożéj cierpieli, mniéj zdolni byli sobie radzić...
Załamał ręce tak gwałtowanie, że aż usłyszała chrzęst stawów.
— Ja nie pomyślałam — wyrzekła — by położenie nasze było tak rozpaczliwe.