Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czas miało miejsce... na samo wspomnienie słabo mi się robi. Wolałbym był nie przychodzić wówczas na ten brzeg przeklęty i nie widzieć tego, co widziałem... Biedny, biedny Buck!
Siedziałem na drzewie, dopóki się nie ściemniło, bom się bał zejść. Od czasu do czasu rozlegały się w lesie wystrzały; po dwakroć widziałem kilku zbrojnych jeźdźców, galopem pędzących wzdłuż rzeki, wiedziałem tedy, że to jeszcze nie koniec: Strasznie znękany, dałem sobie słowo, że za nic w świecie nie wrócę do tego domu nieszczęsnego, tembardziej, że wyrzucałem sobie przyczynienie się do jego nieszczęść. Teraz dopiero przyszło mi na myśl, co znaczyła owa karteczka; zapewne, że „o wpół do trzeciej“ miała się zejść miss Zofia z Harney’em, żeby opuścić dom rodzicielski. Czy nie powinienem był powiedzieć ojcu i o tej karteczce i o całem postępowaniu, które tak mi się dziwnem wydawało? Kto wie? Może gdyby ją ojciec był zamknął, nie byłoby tego nieszczęścia.
Po zejściu z drzewa biegłem ku zakrętowi, gdzie zatrzymywać się zwykło to wszystko, co woda z sobą unosi. Znalazłem tam zwłoki obu młodych chłopców, zaplątane wśród wodorośli. Wyciągnąwszy zwłoki i zakrywszy im twarze, odszedłem najśpieszniej, jak mogłem. Popłakałem nawet trochę, zakrywając twarz Buck’a, gdyż okropnie był dla mnie dobry.
Ściemniło się tymczasem zupełnie. Nie zbliżałem się już wcale do domu, tylko lasem obchodząc, dotarłem do błota.
Nie było Jim’a na „Suchej wyspie“, zawróci-