Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go, a potem brat drugiego zabije pierwszego, a potem bracia obu pozabijają się nawzajem, a potem zaczną się zabijać bracia stryjeczni, aż wszyscy będą pozabijani i waśń się skończy! Ale to idzie powoli i dużo czasu zabiera!
— A wasza waśń długo się już ciągnie?
— Spodziewam się, że długo! Zaczęła się trzydzieści lat temu, a może i dawniej. Zaszedł jakiś spór, nie wiem już o co, i z niego wynikł proces. Jeden z tych dwóch, co spór wszczęli, proces wygrał, więc ów drugi zastrzelił tego, co zresztą było bardzo naturalne. Na jego miejscu każdyby zrobił to samo.
— O co to poszedł spór? O grunta?
— Pewno, że o grunta... nie wiem zresztą.
— A kto kogo zastrzelił pierwszy? Grangerford Shepherdson’a, czy naodwrót?
— Zkądże chcesz, żebym ja takie rzeczy wiedział? To już tak dawno!
— I nikt tego nie wie?
— E! nie! Ojciec musi wiedzieć, a może i kto ze starszych, ale i oni zapewne nie wiedzą już, o co poszło.
— A dużo też pozabijanych?
— Sporo, ale nie wszyscy. Do ojca strzelali raz grubym śrótem i nic mu nie zrobili, choć śrót dotąd w nim siedzi. Boba napoczęli trochę nożem i Tomkowi dostało się też parę razy.
— A tego roku jest kto zabity?
— Jest; u nas jeden i u nich także jeden. Będzie temu ze trzy miesiące, cioteczny mój brat, Bud, czternastoletni chłopiec, jechał sobie przez las, po