Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przeszli wszyscy nu ganek od zajazdu. Na dziedzińcu pełno było chłopów. Na widok panów powstali, odkryli głowy. Wójtowie dwóch gmin wystąpili naprzód, świecąc medalami na świtach. Wszyscy zresztą byli odświętnie postrojeni i wszystkie oczy utkwione były w nowym panu. Nie było powitań, ani okrzyków — jakiś niepokój i ciekawość. Urzędnik zaczął odczytywać akt wejścia w posiadanie dóbr Niemirów z folwarkami, awultami i pustkami, borami i wodami, inwentarzami i budynkami, w ogólnej przestrzeni piętnastu tysięcy siedmiuset dziesięcin na spadkobierców prawnych i jedynych Józefa Niemirycza, syna Romana i córki Jadwigi.
Akt był długi, uroczysty. Słuchano w skupieniu jakby ogłoszenia nowego monarchy i dynasty. Pomimo woli Niemirycz uczuł jakiś dreszcz, niespodziewane wrażenie, że mu coś nakładają na barki, na głowę, że przechodzi jakieś święcenie. Pobladł i serce mu mocno biło i nie śmiał spojrzeć na ludzi. Poczuł, że obok siedząca Jadzia położyła mu dłoń na ręce. Uścisnął ją i tak dłoń w dłoni pozostali.
Urzędnik kończył czytanie ustępem o mocy i prawności aktu i wezwaniem do podpisu urzędy gminne i sąsiadów. Poruszyli się wszyscy do stołu, na którym papier uroczysty się bielił. Podpisał Kęcki i uścisnął ręce obojga dziedziców. Podeszli niezgrabnie wójtowie i, obydwaj niepiśmienni, przyłożyli swe urzędowe pieczęcie. Potem z gromady wystąpił chłop jeden i w imieniu wszystkich, jako sąsiad, nagryzmolił koszlawo: „Semen Łozicha“. Niemirycz zbliżył się do niego i podał mu rękę. Chłop chciał ją pocałować, ale gdy młody człowiek ją cofnął, wtedy chłop położył mu swą dłoń na ramieniu, pochylił mu się do nóg, wy-