Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Od Trójcy, ojciec przyprowadził.
— A ojciec twój kto?
— Pasiecznik na Bedrysze.
— To co on robi? — spytał Niemirycz, nie rozumiejąc.
Pszczołów pilnuje, barci dogląda.
— Pasiekę ma?
— Nie, pańskie pszczoły. On już stary, bat’ko już nie duż’ w polu robić i kosić. Braty robią.
— A któż przed tobą tu w pokojach służył?
— Był stary Kuźma.
— A gdzież on?
— Pomarł w poście.
Niemirycz pomyślał, że nic się nie dowie o tych pokojach i ich mieszkańcach, żadnych kronik i wspomnień, i po chwili refleksji rad był temu, domyślił się, że Jadzia umyślnie usunęła ludzi i uprzątnęła dom, żeby jak najmniej poruszać jego myśli i wrażeń.
Dał chłopakowi gościńca i wyszedł na ganek. Zastał tam wszystkich i, oprócz przybyłego Kęckiego, dostrzegł urzędnika z sądu, którego Kęcki przedstawił, dodając:
— Ten pan oddawna oczekuje na dziedzica w urzędowej sprawie, tak, że pomimo niedzieli ze mną przyjechał. Trzeba odbyć wwód, panie Romanie.
— Bez ciebie tego nie można było załatwić, Romku — odparła Jadzia łagodnie na jego spojrzenie.
Pohamował się, widząc jej oczy łez pełne.
— Służą panu — rzekł krótko do urzędnika.
Ten spojrzał pytająco na Kęckiego.
— Chłopi są, i starszyzna, i sąsiedzi. Ja się jako drugi sąsiad za świadka podpiszę.
— No, to możemy przystąpić do rzeczy.