Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Popłyniemy na ciche wody! — zawołała Jaśka. — Wieczór tak cudny, nocy prawie niema. Jutro niedziela — wakacje... Tatuś z nami?
— Nie, mam zajęcie. Jutro do was, do Niemirowa zjadę.
Ruszyli się wszyscy. Jadzia poszeptała coś z Kęckim i dogoniła ich nad rzeką. Nie brali wioślarzy. Siedli we czworo w łódkę, wysłaną tatarakiem i zielem wodnem, i ruszyli.
Gdy tak zapłynęli daleko w ciche ustronia wodne, wokoło mając przepych lata, bujność roślinności, pierwotność szeroką natury, tę bajeczną cichość, pomyślał Niemirycz, że przecie miałby coś do pokazania towarzyszom zagranicznym, i począł opowiadać o tych ludziach, z którymi przeżył miesiące.
Pan Piotr, który też przez, długie lata świat obszedł i poznał, dopytywał ciekawie o znane miejsca i narody, a Jaśka szczególnie była ciekawa kobiety. Jadzia tylko słuchała, czując strach i niepokój, z jakiem wrażeniem on przestąpi próg Niemirowa, co odczuje w tym domu.
I tak kołując, zbliżali się przecie tam, i gdy byli blisko, śledziła jego rysy, czy pozna, czy o co spyta, czy się wzdrygnie?... Ale jakby jej w pomoc szło niebo i ziemia, bo gdy podjeżdżali, złoty i różowy świt wytrysnął nad światem i zalał wszystko takim blaskiem, taką aurolą, że nikt nie mógł wspomnieć smętku i troski, niechęci i żalu. Toń była jak dno muszli perłowej, olszyny nadbrzeżne podbite złotem, trawy i krzaki tęczowe, a przez długi szpaler drzew świecił w blaskach pogodnego wschodu dom starodawny, o podjeździe na słupach, karpiówką kryty, typowy dwór szlachecki.
Jeśli Niemirycz i odczuł jakieś ściśnięcie serca, to nie okazał niczego, bo widział i rozumiał trwożny wzrok