Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Aha, chciał go pan urobić na człowieka wedle swoich pojęć i to się nie podobało starym! — przerwała Jaśka.
— Tak, usunięto mnie. Więc nie mogę dzielić radości Jadzi z zachowania jakiejś tam Bedrychy.
— W każdym razie takie usunięcie jest dowodem, że się z panem rachują — rzekła Jaśka. — Byle hrabia Andrzej pana nie odstąpił, sprawa nie przegrana.
— A zawsze Bedrycha uratowana! — wtrąciła swoje Jadzia. — A jeśli cię ta darowizna uraża, to będziemy zbierać, oszczędzać i złożymy za kilka lat sumę. Będziesz mógł zwrócić hrabiemu.
— A w hrabi Andrzeju jest materjał na człowieka? — spytał pan Piotr.
Niemirycz pomyślał:
— Wrażliwy jest, szlachetny, a co najważniejsze, gotów uznać błąd i naprawić go. Naturalnie, nie umie pracować, wytrwać, bo skądże to umieć może!
— Czyli, że gdyby pan go niańczył, nosił, na pasku trzymał, za niego wszystko zrobił i obmyślił, to możeby jako tako udawał człowieka.
Pan Piotr lekceważąco machnął ręką.
— Ot, niech pan trochę, o tych ludziach zapomni. Teraz to pora, że świat, co ma najpiękniejszego, na pokaz niesie. Zna pan cudze ziemie, niechno pan swoje zielone łąki i wody pozna i pokocha.
Niemirycz spojrzał serdecznie na Jadzię.
— Przecie jestem w gościnie u królewny.
— W gościnie! Nie mów tak, Romku! — szepnęła, przytulając się do jego ramienia.
Ale Kęcki ciekawy był sprawy z serwitutami i rozmowę na ten temat skierował.