Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wał o ziemię, my o ideały świat pozywamy i przegramy, jak on.
— Tylko on słusznie przegrał, a my — ulegniemy złej sile. Ty może wykrzeszesz sobie osobiście kęs życia, o jakiem marzysz, a ja odpokutowałem. Jaśka Kęcka nawróciła mnie do swych pojęć o przechodzeniu dusz; to jedno mnie pociesza, że już rychło zrzucę ten łachman chory, słaby, zgniły, będę zdrów, będę silny i może już tu nie będę.
Pociąg stanął, i po chwili urzędnik jakiś spytał, czy który z podróżnych nie jest Niemirycz, a na potwierdzenie, wręczył depeszę.
— Może od Jadzi? — spytał chory.
— Nie, do mnie — odparł Roman.
— Od niej? Słońce masz w oczach — uśmiechnął się smętnie chory.
Roman, jakby ze wstydem, schował depeszę i milczał.
— Nie krępuj się mną. Gdybyś chciał mówić o szczęściu, tobym słuchał jak muzyki. Ale szczęście milczy, miłość milczy, cnota milczy, wszystko, co dobre i święte, milczeć musi, kryć się, taić — nie godzi się, by miało głos — wśród łudzi i świata. Ja teraz spocznę, dam ci marzyć i śnić, a jeśli odpowiedź przesyłasz, dodaj, że ją błogosławię.
W wagonie przyćmionym zapanowała cisza, ale obydwaj nie spali. Roman oparł głowę o poduszkę kanapy, oczy przymknął i śnił na jawie przeżyty raj. Chory patrzał w okno na budzący się dzień i myślał, czy jeszcze zachód zobaczy. Gorączkowe podniecenie opadło, czuł martwienie i niemoc śmiertelną. Jakby szukając oporu i ratunku, przeniósł wzrok na brata, zapatrzył się, po chwili twarz mu się skurczyła, zadrgały