Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Śmiała się wśród łez, tuliła do niego i stali tak w uścisku, gdy drzwi się otworzyły bez pukania i, jak widmo, wszedł suchotnik.
Willa krzyknęła, ale poznała go natychmiast i odzyskała przytomność. A on zamknął za sobą drzwi i, do niej się zwracając, rzekł z uporem manjaka:
— Niech pani mu każe zabrać mnie ze sobą. Prosiłem, odmówił. A pani wie? On jest bratem moim.
Oparł się ciężko o ścianę i urwał, wyczerpany.
Niemirycz podał mu fotel, śpiewaczka zadzwoniła.
— Wina i wody z lodem — rozkazała.
Chory wyciągnął do niej rękę błagalnie.
— Niech mu pani powie, żeby mnie zabrał.
— Zabierze, niech się pan uspokoi. Zabierze, pojedziecie razem — rzekła słodko, patrząc nań ze współczuciem. Potem zwróciła się do Niemirycza:
— Weźmiecie ekspres w Nizzy. Jakżeś mógł odmówić?
— O, dziękuję pani. Ja wiedziałem, że bylebym panią zobaczył, wygrałem. Miłość i śmierć rozumieją się.
— Proszę wypić i nie męczyć się rozmową. Rom, ja tu z panem zostanę, a ty się zajmij praktycznemi sprawami.
— Nie, nie, ja wrócę do siebie. Ja wszystko załatwię. Ja mam siły — o, gdym pewny pani opieki. Dziękuję. Zostańcie z sobą. Niech pani będzie dobrze, bardzo dobrze. Ja będę czekał na was.
Wyszedł, wrócił do siebie. Znalazł siły, by wszystko załatwić, by zebrać rzeczy, zapłacić rachunek, a potem usiadł w fotelu i czekał, wpatrzony w zegarek. Jakże mu wolno i ciężko przesuwały się godziny, jaki wieczysty wydawał się wieczór! Chwilami zgrozą przej-