Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XII.
JAK MAKAREWICZ OBMYŚLIŁ UCIECZKĘ

Minęło wiele tygodni od owej ostatniej wizyty Perfiły, ale Świda nie zachował z nich ani jednego wspomnienia. Śmierć i życie wydzierały go sobie bez współudziału myśli i czucia, stracił świadomość istnienia.
Aż dnia pewnego śmierć pokonana poszła z izby na inne żniwo — katorżnik się przecknął pierwszy raz.
Na świecie był dzień. Otworzył oczy, lecz nie zniósł blasku i zmrużył je znowu. Chciał pić, więc się jak dawniej chciał przyczołgać do wilgotnej ściany, ale wtem ktoś mu uniósł delikatnie głowę, podano mu do ust czarkę chłodnego, wonnego napoju.
Wypił chciwie i usunął się znowu na ziemię, sen go zmorzył — pierwszy spokojny od dawnych czasów.
Gdy się drugi raz obudził, był wieczór. Czuł się zdrów, tylko bardzo słaby, ale mu już wróciła przytomność, więc otworzywszy nieco oczy, zaczął się rozglądać i przypominać. Co się z nim stało — gdzie on był? Przecie to izba uroczyńska — a może i nie — bo jej nie poznał. Nie dojrzał gnijących barłogów pod ścianami, ani błotnistej jamy w podłodze, z pu-