Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie czuł już nic i nie widział nic. Nie widział, jak noc zeszła i dzień się zrobił, i nie słyszał, jak o południu drugiego dnia drzwi budy rozwarły się powoli i wpuściły do wnętrza dwoje ludzi. A jednak znał ich oboje z dawnych czasów i widział często w snach tę smętną, śliczną twarzyczkę, co się pochyliła nad nim blada, z rozszerzonemi bólem oczami i po długiem wpatrywaniu się weń, skurczyła się rozpaczą.
— Boże! Czym nie przyszła za późno! — szepnęła, a łzy gradem oblały wychudłe oblicze biedaka.
A on się poruszył słabo i spytał żałośnie jak zwykle:
— Czy to już etap?...
Wówczas osunęła się na kolana i, objąwszy głowę męczennika, tuliła ją do serca i płakała cicho ze szczęścia, że przyszła jeszcze w porę.