Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zboże, bydło i budowle, pożar, co wchłonął w siebie zasady, młodość, wiarę, szlachetne porywy i zostawił z nich po latach pięciu zastygłe zgliszcza!
Jakem ja spędził ten czas, gdziem był, com robił, tego nawet przed tobą nie wyznam, bobyś się wzdrygnął obrzydzeniem!
List twój, donoszący o śmierci ojca, zastał mnie w okropnej jaskini w Getyndze — powołał do kraju. Zastałem dwa groby! Żem matce oczu nie zamknął, że ojciec konający nie wspomniał mnie, nie przebaczył, nie pobłogosławił, i to też zawdzięczam jemu, tej poczwarze, co mnie zabiła moralnie przed światem i zrobiła ze mnie próżniaka, rozpustnika, włóczęgę, człowieka bez czci i wiary!
I sam nie wiem, gdziebym zaszedł po tej drodze, gdzieby kres był żywota, żebym...
Chłopak się zająkał, zawahał, a potem jakby szczypcami wyrywając z duszy ostatnią, może najcięższą tajemnicę i ból, rzucił ją stłumionym szeptem na fale rzeki, na wiatr wieczorny, w niebo gwiazd pełne.
...żebym jej tak nie pokochał bezpamiętnie! — I nagłe głos jego urywany, gwałtowny, wściekłością wrzący, stopniał, zmalał, ścichł w bezmierną tkliwość. Mówił z czcią i uwielbieniem jak chrześcijanin o świętości, marzyciel o ideale, słowa mu płynęły jak dumka kozacka — tęskna, żałosna — o złotej doli niedościgłej, a pożądanej. Dziki chłopiec miał swój poemat, jedyny — i śpiewał go bratu jak skargę i wspomnienie:
— Powiadają, że są przepaści bez dna, upadki bez powstania. To fałsz! Ten, co to twierdził, nie spotkał na swej drodze — kobiety! Ja to mówię, ja, com