Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

duszę kładł trujące ziarna! ... I widział starzec-patrjota, że w to samo morze, co przed dwudziestu laty, spływało z kraju to, co czuło, kochało i myślało! Nazwisko swoje rodzinne znajdował więzień forteczny, młody chłopiec, na wilgotnej ścianie kazamaty, a po ojcu zmarłym u taczki syn brał grubą świtę katorżnika i pod batogiem dozorcy kopał miedź i srebro na wojsko i policję dla cara!
Dobrze, że starzec-patrjota przyszłości nie mógł widzieć, bo możeby się nie cieszył, że sierota żył, a nie poszedł za ojcem i matką!