Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Pożary i zgliszcza.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

agitować emisarjusze z Królestwa, że z fortec dają nam ołów i proch? Czy nie widzicie, żeśmy wzięci w dwa ognie między 30.000 sił moskiewskich i całą masę chłopstwa, uwolnionego przez cara, buntowanego przez urzędników, pamiętnego tylowiekowych krzywd pańszczyzny?...
— Tak mamy przed sobą tysiące — wtrącił starzec — lecz nas jest miljony niewolników, pamiętnych też dawnej potęgi. Niech wie Europa, że Polska cierpi i — protestuje!
— Europa! — Świda się zaśmiał z okropną goryczą. — Byłem ja, panie, ośm lat zagranicą na uniwersytecie, przed rokiem doktoryzowano mnie w Getyndze. Wiem, co myśli o nas Europa, cha, cha, cha, — ona zapomnieć nas nie może, bo gdzie bunt, demonstracja, opór tłuszczy przeciw rządom i prawom, tam pewnie na dziesięciu inicjatorów jest połowa Polaków. Mamy w Europie ustaloną opinję próżniaków, krzykaczy, wichrzycieli i — żebraków! Ot, co o nas myśli Europa, a nie o jakiejś tam utopijnej interwencji, którą się tu łudzą! Wiecie, co nas czeka od Prus i Francji i t. d., gdy do nich pójdziemy po pomoc: więzienie lub gorzki, wstydu pełen chleb emigracji.
— Młodzieńcze, młodzieńcze, znać, żeś młodość w Niemczech przepędził! Zimna rozwaga i logika matematyczna zabiła w tobie duszę Polaka. Przodek twój, co może za Kozietulskim szedł na Samosierrę, inaczej czuł niż ty.
— Doświadczenie ojców powino nauką być synom, a nie podnietą do nowych szaleństw. Przodek mój nie był pod Samosierrą, panie; był przeciwnie