Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyprowadzono z Hrywdy woły i sanie. Kosili zupełnie w wodzie, a woły wywlekały na saniach trawę z moczaru. Żeby policzyć ich pot, toby te stogi, co rosły, gorzkie i słone być powinny. Czwartego tygodnia, zaniepokojony, przyszedł pieszo Sacharko, i przywlokła się Makuszanka, ulitowawszy się nad córką.
Po lamencie nad jej mizeractwem wzięła od Łucysi grabie, a jej kazała spocząć; ale dziewczyna się zbuntowała, i nie chciała ustąpić.
Choć rąk i kości nie czuła, wstyd jej było to okazać, by jej Kalenik „hultajem“ nie nazwał.
Matka z żałości przeszła wnet do gniewu. Dostała Łucysia grabiami po plecach, potem poczuła twardą pięść matki, ale pomimo to postawiła na swojem.
Grabiły więc obie: stara głośno wyrzekając, młoda płacząc; grabili i mężczyźni.
— Żeby na Piotra do domu wrócić! — myśleli i mówili wszyscy.
Aż wreszcie ściągnięto kopice na ostatni stóg. Wysłał mu fundament Kalenik z chrustu i kołków, i zaczęto składać. Rósł szybko, a skwar napędzał chmury, co znowu biegały po niebie niespokojne, jakby się nawołując, szukając, śpiesząc, by robotę zmarnować.
Wsadzono Łucysię na górę, i rzucano jej