Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Hrywda.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiązki tak prędko, że czasem tchu jej brakło, i ginęła w sianie.
Zwijali się na wyścigi, kto więcej, kto wyżej, rzucając wraz z sianem żarty dziewczynie, której krasna spódnica migała jak kwiat.
Stóg się zwężał ku górze. Chmury opadały na słońce; począł wiatr targać siano z wideł, i grom daleki bił jakby werbel na burzę.
Ale chłopi już żartowali sobie z ulewy.
Sacharko po każdym grzmocie gwizdał.
— Bębnij i graj — czartu muzykę! — śmiał się.
— Złaź, Łucysia! — krzyknął Kalenik.
— Widły ci dam! — dodał Kiryk ze śmiechem.
Dziewczyna zawahała się sekundę — i skoczyła.
Kalenik ją w powietrzu utrzymał, i postawił na ziemi.
— Na, pij! — rzekł, podając dzbanek z wodą. Dałbym ci wódki: takeś się dobrze sprawiała!
Czerwona była jak upiór. Podziękowała mu za pochwałę uśmiechem wesołym, i piła chciwie.
Mężczyźni skręcili długi sznur z siana, i przerzucili go przez stóg na krzyż. Był więc i od wichru bezpieczny.