Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rych dzieci. Szczegółów, warunków i cyfry legatu nie znam. Ciotka nie jest osobą, którejby się można pytać o jej sprawy i interesa.
— A my — po śmierci stryja otrzymaliśmy ten papier.
Wydobył z pugilaresu i podał jej list doktora Tomasza.
Przeczytała — i oddała mu.
— Nie — to nie ciotka wyda na pana wyrok.
— Kto zatem?
Ruszyła brwiami.
— Za tyle lat. I pan przecie rachuje tylko na siebie.
— Nie — ja rachuję tylko na panią. Ale gdy ten termin upłynie — za ten spadek odzyszczę Zagaje. Dla pani!
Uśmiechnęła się lekko.
— No nie. Chyba dla nas!
Sięgnął po jej rękę i podniósł do ust.
Dochodzili już do miasta — zwolnił kroku.
— Odjeżdża pan dzisiaj? — spytała.
— Za godzinę — na wyścigi samochodów do Berlina.
— Jeśli pan chce, mogę wybadać ciotkę, czy coś wie o Barbarze Tryźniance.
Ale jego ogarnęła zuchwała fantazya — odrzucił głowę — rozdęły mu się nozdrza.
— Nie — nie chcę. Jeszcze mnie dotąd piecze wspomnienie — gdyśmy jej szukali po ca-