Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdy wolna. Wedle odpowiedzi postąpić. Doktór nigdy nie mówił — nie śmiał — czy rozumiał bez rozmowy — że niema nadziei. Trzeba mówić — koniecznie.
— Ja to wiem — i powiem — ale co dalej?
— Jeśli nie odrzuci, trzeba zdobyć byt, dać opiekę...
Przerwał — przekreślił jej zdanie.
— Zna się pani na życiu, jak kura na lokomotywie. Czytała pani wiele romansów w feljetonach —
Nie — ale znała doktora Tomasza, a on tak do niego podobny. Jeśli chce, to zaraz pójdą do pana Laluze, fabrykanta samochodów...
Wstał i poszli.



∗                         ∗

W willi — spadkobiercy rozpanoszyli się tymczasem — i prędko się dowiedzieli o samochodzie. Posyłano do garażu kilkakrotnie, ale szofer kędyś przepadł — musieli się tedy zadowolić najętymi powozami.
Wieczorem przed pogrzebem — szofer się zjawił, ale się o rozkazy nie zgłaszał, zabrał psa hrabiny — zostawił kartkę do panny von Treyzner i znowu się ulotnił. Nazajutrz, od wrót cmentarza, hrabina z ciotką nie wsiadły do karety, lecz poszły pieszo — i zniknęły wśród willi.