Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Otworzył jej drzwiczki — zajął swe miejsce — ruszyli ku miastu.
Dojeżdżali już do willi, gdy jakiś przechodzień zaczął machać kapeluszem i wołać.
Obejrzał się Tomek i maszynę zatrzymał, bo poznał Plichtę.
Malarz podszedł zadyszany i powitał pannę von Treyzner odrazu szczerem zapytaniem.
— A hrabina?
— Jest. Mieszka z mężem — tu opodal willa Costanza — ale hrabia miał wypadek z bronią i chwilowo nie przyjmują.
— No, to ja tymczasem pogawędzę z waszym szoferem, ho stęskniony jestem za swoją gwarą. Pani się dziwi, że go znam — ano pokumaliśmy się w Lugano. Nieprawda, jak on do doktora podobny?
I nie troszcząc się dalej o zgorszoną damę — siadł obok Tomka, i jakby się wczoraj rozstali, zaczął gawędzić.
Gdy przed willą panna von Treyzner wysiadła, spytał konfidencyonalnie:
— Zawracanie głowy z tym wypadkiem z bronią. Pewnie jakaś sprawka szwagierka?
— Niema go w Nicei — odparł Tomek wymijająco.
— A wy czemu w bandażach? Mieliście wypadek z samochodem?
Tomek się roześmiał.
— Kiedy pan tak ciekawy — to proszę po-