Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Stryj nic nie zostawił?
— Czy zostawił i ile — wie o tem tylko Barbara Tryźnianka. A kto jest i gdzie się znajduje owa Barbara Tryźnianka — o tem nie wie nikt. Od kilku tygodni szukają jej za nasze pieniądze; policya, ambasada, prywatni detektywi, biura specyalne — i widzi mi się, że te poszukiwania mogą trwać lata, kosztować tysiące — i nie doprowadzą do niczego. Staremu mało co się należy. Żył za te pieniądze — więc teraz maszynerya trzasła — i korknie lada chwila. Przyjechałem, bo trzeba myśleć, co będzie dalej.
— Nad tem niema co myśleć! Dalej niema nic. Niema Zagajów, niema możliwości utrzymania się dłużej — jak do lipca. A te dwa tysiące pożyczyła mi teściowa. Co ja zrobię, czem oddam! — Władek desperacko ścisnął głowę w dłoniach.
— Także najmniejszy kłopot. Może ci w najgorszym razie położyć areszt na żonie, a chyba to wytrzymasz — zaśmiał się Tomek — zasiadając do obiadu.
Jadł z całą niefrasobliwością — i zaczął szczegółowo opowiadać przybycie do Nicei — i podał bratu ów list doktora.
Władek rzucił się gorączkowo do czytania — to bladł, to czerwieniał z wrażenia. Wreszcie skończył i z oczami wbitemi w podpis znieruchomiał.