Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nigdy niczego się nie ucząc, na każdym instrumencie, więc zgódź się do dziekana na organistę, i paplesz w pięciu językach — więc idź na bonę do małych dzieci. Więcej nic nie potrafisz.
— Jeśli pan posiada pięć języków, mógły pan prowadzić korespondencyę handlową! — wtrącił Ruchno.
— On potrafi tylko miłosną.
— Ależ doktór mnie chyba specyalnie studyuje. A widujemy się tak rzadko.
— Niema co wiele studyować. Imię wam, legion.
— Każdy młody — ze dworu — taki sam.
— Czy starzy — ze dworów — lepsi? Szkoda, że nas nie potrafili lepiej wychować.
— Niebardzoście chętni do posłuchu.
— Posłuch zdobywa się wartością, a przewodnictwo rezultatami dodatnimi działania. Starzy nas potępiają, krytykują, lekceważą, obarczają zarzutami. A my im to oddajemy — z tą różnicą, że mamy prawo, a oni nie!
— No — dlaczego? — zainteresował się doktór widocznie, patrząc ciekawie na Tomka, któremu ognie szły z oczu i zuchwałość.
— Dlatego, że oni żyli, myśleli, pracowali — i widoczne są rezultaty. Co zrobili ci sternicy, kierownicy, gospodarze, politycy — jakie ich czyny? Klęska po klęsce, błąd po błędzie, głustwo po głustwie. Nie mogą mieć w na-