Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Тak. Czy pan jeszcze długo w tych stronach zabawi?
— Jeszcze dwa tygodnie.
— Mówił pan wtedy, że my tu za długo się uczymy. Zapamiętałem to zdanie i przyznaję panu racyę. Mam zamiar więcej się nie uczyć, a zacząć pracować.
— Bardzo chwalebne postanowienie. A co pan umie?
— Skończyłem gimnazyum, byłem dwa lata w politechnice.
— Ale co pan umie? Buchalteryę, mechanikę, chemię, miernictwo? Do czego pan czuje chęć i siły?
Tomek się zamyślił, a doktór Sabiński wyjął z ust cygaro i rzekł:
— Czy to stryj was wydziedziczył?
— Cóż znowu, ale chcę zostać swoim panem.
— Koszałki, opałki. Będzie z ciebie pracownik, jak z Mordki-cyrulika fortepianista. Ot, idź lepiej do panienek, co tam przez płot zerkają. Swoim panem zostać — to na dziesiątki tysięcy tych dwunogich zwierząt, co się ludźmi tytułują, może jeden potrafi — i to kiepsko!
— Mam ochotę spróbować jednakże — uśmiechnął się Tomek.
— Musiał ci ojciec chwilowo cofnąć alimenta i chcesz mu dokuczyć. Ty nie wiesz, co umiesz, ale ja wiem — mogę ci poradzić. Grasz,