Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czas i oszukiwać mnie fikcyjnemi studyami. Czy ty wiesz, ile mnie te twoje nauki kosztowały?
— Już mi to ojciec mówił parę razy. Ale to nie rozwiązuje kwestyi — co dalej będzie.
— Możesz pomagać w gospodarstwie Władkowi.
— Słyszałem, że ksiądz poszukuje zakrystyana, mogę równie dobrze i tę posadę zająć, bo tyle się znam na jednem, ile na drugiem.
— A to się staraj nauczyć. Może ci to być potrzebnem prędzej, niż się spodziewasz. Tymczasem szykuj się na wieczór do Chojnowskich, za godzinę wyjeżdżamy. Tomek miał ochotę odmówić, ale nudził się wściekle, więc wolał to, niż spędzenie wieczoru z matką. I po godzinie z pod zagajskiego ganku ruszyły dwa ekwipaże: pan Feliks z córką powozem, chłopcy wolantem.
— Słuchaj-no — rzekł Tomek do brata — cóż to za tajemne posłuchanie miałeś u starego — i stara cię żegnała, w stylu polskiej matrony. Może masz się dzisiaj oświadczyć?
— A tak; wypada już skończyć! — odparł Władek przyglądając się prawemu kasztanowi, i dodał głośniej do furmana:
— Mówiłem ci, że koń zagwożdżony, napada!
Furman zaczął się tłómaczyć i trwała ta końska sprawa dość długo.