Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Barbara Tryźnianka.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, ale z kimże pojedziesz? Mama się zgadza?
Mamusia mówi, że mogę z braćmi jechać, bo to sami młodzi będą.
— A głupstwa nie zrobisz?
— Będę jak obrazik, tatusiu.
— No, no — może i ja nawet ciebie ze sobą wezmę, a już do lasu z Władkiem pojedziesz! A ubierz się ładnie.
Terka w podskokach wpadła do domu, a pan Feliks przystanął na ganku, na widok Tomka, który szedł do oficyn, eskortując pokojówkę Zuzię. Tak byli zajęci rozmową, że zaledwie o krok spostrzegli pana i rodzica.
Zuzia prysnęła w bok, Tomek się stropił, ale tylko na sekundę.
— Cóż to za konszachty! — burknął pan Feliks.
— Bawię się wedle wiejskiej tradycyi. Nie mam tu nic więcej do roboty.
— Błazen jesteś!
Tomek ramionami ruszył.
— Wolno Władkowi z Ewką, wolno mnie z Zuzią.
— Nie wolno. W domu jest matka i siostra — pamiętaj to sobie. Nie pozwalam na takie skandale.
— Jabym rad wiedzieć, na co mi ojciec pozwala, i co właściwie będę tu robił.
— Nie będziesz tracić pieniędzy, jak dotych-