Strona:PL Maria Konopnicka - O krasnoludkach i o sierotce Marysi.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się litość, a w drużynie Krasnoludków słychać było ciche łkanie.
To Pietrzyk płakał.
Wiechetek mówił dalej:
— Po najmłodszym umierał starszy... Starszy syn mój, królu, umierał w moich oczach... Dziesięć dni, dziesięć nocy konał... i ja patrzałem na to... i nie mogłem umrzeć za niego sam, choć umierałem z nim razem!
Zmarszczył król brew, żeby powstrzymać łzę, nabiegającą do oczu; w drużynie Krasnoludków słychać było głębokie westchnienie; Pietrzyk łkał głośno.
Wiechetek mówił dalej:
— A potem umierał trzeci... Trzeci syn mój, królu, umierał... Z głodu syn mój umierał, o królu, a ja patrzyłem na to... W moich oczach, królu, syn mój umierał z głodu... A ja nie mogłem umrzeć!
Wtem począł się trząść bardzo i zmrużywszy oczy:
— Głód... głód... głód... — szeptał nieprzytomnym głosem.
Ale król Błystek podniósł berło i rzekł:
— Srogim być muszę, boś zawinił srodze. Ziarno to było siewne, na siew dla podobnego tobie nędzarza przeznaczone, który też głodne dzieci ma. Niech się nad tobą spełni sprawiedliwość.
— Śmierć! śmierć złoczyńcy! — zawołał Kocieoczko.
— Śmierć! — powtórzyli za nim Mikuła i Pakuła jednym srogim głosem.
Wiechetek stał, jakby porażony, trzęsąc się i patrząc obłąkanym wzrokiem.
Król odwrócił się i już miał sądny tron opuścić, kiedy wtem Pietrzyk rzucił się ku niemu z tłumu i do nóg mu padłszy, zawołał: