Strona:PL M. A. Szymaczek - Szczęście.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzy, myślące wilgotne oko, barwy modrej z oliwkowym odcieniem, widział swe miękkie, lekko zakręcone wąsy, starannie w klin przystrzyżoną jasno szatyn brodę, widział jasny brzeżek sztywnego kołnierzyka koszuli, równo wystającego z za kołnierza szarego saka, który się pod szyję zapinał, a na nim zwieszające się końce niewielkiego czarnego krawata. Obserwował swe odbicie zupełnie mechanicznie, z braku innej obserwacyi. Zauważył tylko, że mężczyźni, którzy przechodzili koło niego, których obraz przemknął się w szybach okien, przewyższali go wzrostem i tuszą. On był zaledwie średniego wzrostu, ale nie martwił się tem, bo wiedział, że cała postać jest odpowiednio kształtna i eleganckie ma ruchy
Przeszedł już chyba po dziesięć kroć koło sklepiku Barbary Szwejnohowej, przeczytał za każdym razem wszystkie napisy, umiał na pamięć wszystkie ortograficzne błędy i wadliwy kształt pojedynczych liter, a nawet spostrzegł, że zwrócił uwagę właścicielki sklepu, której tłusta czerwona twarz, otulona w żółtą chustkę, i okazała postać, na której zauważył przedewszystkiem brudny granatowy fartuch, zjawiała się co czas jakiś w całej swej okazałości w uchylonych drzwiach.
Wyczekując tak długo i daremnie, zdecydował młody mężczyzna, że przejdzie jeszcze pięć razy, a później, jeśli się nie doczeka, to już pójdzie do domu. I nie doczekał się.
— A więc jeszcze nakoniec trzy razy! — dokładał i wracał się z powrotem.
Nareszcie rozmyślił się naprawdę i poszedł dalej; nawet nie zawrócił, doszedłszy alei na Purkyniowym placu. Tylko się czasem obejrzał, a nie widząc nikogo wychodzącego z bramy starego domu, szedł dalej z Winohrad do Pragi. Zegar na wieży winohradzkiego ratusza wskazywał wpół do jedenastej, upał sierpniowego dnia się zwiększał; czuł to dopiero teraz należycie, gdy wyszedł z cieniu domów. Niech ko przejdzie przez plac, to się znowu w chłód dostanie.