Strona:PL M. A. Szymaczek - Szczęście.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

utkwił dłużej nieśmiały wzrok jego, wyróżniona uśmiechała się zaraz, poprawiała ranny zaniedbauy strój, albo niby obojętnie wstrząsała głową i zaczynała zawadyacko wyśpiewywać modną śpiewkę, przytupując jakby w tańcuBrzydsze i bardziej śmiałe odważały się na jaki czysto praski dowcip ordynarniejszego gatunku, podchwytywany przez inne i śmiechem witany.
Młodzieniec udawał, że nie słyszy, przeszedł bramę i znowu się wracał, zaglądając za każdym razem do okna obok sklepiku, po którego obu stronach wisiały dwa niebieskie szyldy. Wymalowane na nich osełki masła, sery, koszyki z jajam i, wieńce cebuli i czosnku objaśniały jakiego towaru można tu dostać; napis zaś: „Handel wiktuałów Barbary Szwejnohowej” — głosił, kto w półcieniu tego przybytku panuje. W oknie, do którego młodzieniec zaglądał, nie było kwiatów; za to wywieszono w niem koszlawe napisy na grubej tekturze: „Tu jest magiel; dostać można kwaszonej kapusty i ogórków.” Dalej wystawione tam były słomiane pantofle, drewniane trepki, gipsowe główki do fajek, mieszki na tytuń, brzozowe tabakierki, grube laski i biczyska. Ale spojrzenia młodzieńca przenikały szczelinami pomiędzy wystawionymi przedmiotami do wnętrza mieszkania, a ręka niecierpliwie tłukła okutym końcem laski o bruk, to jednak, co pragnął zobaczyć, było niewidzialne.
Wóz z popiołem odjechał, służące i kobiety wróciły do swych balii, dzwonek śmieciarza dźwięczał gdzieś w bocznej ulicy, a młodzieniec nie przestawał spacerować około starego dwupiętrowego domu. Bez współczucia, a jak mu się zdawało, nawet bezmyślnie, przechodzili ludzie obok niego — Odwracając twarz od nich ku oknom sklepów i parterowych mieszkań, spostrzegł niechcący odbitą w nich zamgloną swą podobiznę. Widział pod miękkim, szykownie przygniecionym kapeluszem białą pręgę swego szerokiego czoła, widział prawidłowe, szlachetne rysy swej bladej twa-