Strona:PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Około godziny dziesiątej znaleźli się w Soho... Panował tam o tej porze gwar i ścisk. Nasi przyjaciele szybko utorowali sobie drogę do dancingu Pata O’Murphy.
Szklane, obrotowe drzwi wiodły do westibulu, wyłożonego prawdziwym kararyjskim marmurem. Z sali dochodził odgłos muzyki. Poprzez uchylone drzwi widać było krążące po parkiecie pary. Raffles i Brand zdjęli płaszcze i oddali je młodej dziewczynie, siedzącej w garderobie. Uprzejmy gospodarz wskazał im doskonały stolik, z którego widać było całą salę. Dwie orkiestry, murzyńska i hiszpańska, grały naprzemian.
Po upływie dwudziestu minut Raffles uśmiechnął się do Branda:
— Obejrzałem już sobie wszystko dokładnie — rzekł. — Ten dancing nie różni się niczym od innych... Wino jest złe i dziesięć razy droższe, niż gdzie indziej. Mężczyźni i kobiety tańczą tak, jak Murzyni w dżungli. Jazzband głuszy każdą rozmowę. Krótko mówiąc, nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy tu dłużej zabawić...
— Jak chcesz — odparł Brand.
Wstał i udał się za Rafflesem w stronę westibulu W chwili, gdy zatrzymali się przed szatnią, szukając w kieszeniach numerków od garderoby, z bocznego korytarza doszedł do ich uszu cichy rozpaczliwy głos:
— Nie nalegaj, Pedro... Nie mogę tego zrobić... Nigdy tego nie zrobię... Nie wrócę do ciebie, póki będę żyła!
— Jesteś szalona — odparł jakiś męski głos. — Co to za życie? Po prostu niewola!
— Mylisz się... Pozwól mi żyć, jak chce, Pedro! Pragnę uczciwie zarabiać na moje życie... Przynajmniej nie muszę się wstydzić samej siebie. Byłam taka szczęśliwa, że dostałam tę pracę. Sądziłam, że mnie nie odnajdziesz.
— Ubieraj się i chodź ze mną! — odparł mężczyzna wyraźnie hiszpańskim akcentem.
— O nie, Pedro... Puść mnie, boli! Nie chcę za żadne skarby świata powrócić do ciebie! Jesteś do gruntu zły i zepsuty... Kochałam cię, ale nie wiedziałam kim jesteś... Idź już, idź, bo mnie stąd wyrzucą! Szef jest bardzo surowy...
— Bardzo będę z tego rad — odparł mężczyzna. — Czy zapomniałaś jak nam dobrze było razem?
— Wstydzę się, myśląc o tym, Pedro — odparła kobieta niemal szeptem.
— Nie mów głupstw... Od kiedy to stałaś się taka uczciwa? Czy myślisz, że łatwo z ciebie zrezygnuję? Jesteś mi potrzebna... Nie mówię nawet już o tym, że cię kocham jak dawniej. Prędzej! Nie zwlekaj...
— Puść mnie, Pedro! Błagam cię... Nigdy cię nie będę mogła już pokochać... Czy chcesz mnie zmusić do pójścia z tobą wbrew mej woli?
— Skoro jest to wbrew pani woli, potrafię zmusić tego pana do odejścia — zabrzmiał nagle jakiś męski głos.
Raffles wszedł do ciemnego korytarzyka i przekręcił kontakt elektryczny. Zajaśniało światło. Bez trudu poznał bladą twarzyczkę dziewczyny, która przyjęła od nich garderobę. Mężczyzna wydał mu się nieznajomy.
Był to człowiek wysoki i szeroki w barach. Jego czarne i lśniące włosy i błyszczące oczy świadczyły wymownie o jego hiszpańskim pochodzeniu. Trzymał dziewczynę za obie ręce... Zdumiony nagłym pojawieniem się wysokiego, wytwornie ubranego mężczyzny, puścił ją i spoglądał na intruza wzrokiem pełnym nienawiści.
— Czy mam rozumieć, że ten pan narzuca się pani, i że chce pani za wszelką cenę uwolnić się od jego towarzystwa? — zapytał Raffles spokojnie.
Dorothy Fisher czerwieniła się i bladła naprzemian.
— Nie chcę więcej o nim słyszeć — rzekła wreszcie. — Omal nie sprowadził mnie na dno upadku. — Chcę tu pozostać... Dziękuję Bogu, że pozwolił mi znaleźć nareszcie uczciwą pracę...
— Radzę panu zostawić tę młodą osobę w spokoju — rzekł Raffles groźnym tonem, zwracając się do mężczyzny.
— Młoda osoba!... — powtórzył Hiszpan z ironią. — A to doskonałe! Wie pan, kim ta młoda osoba była przedtem? Była moją...
Raffles podniósł do góry rękę, nakazując mu milczenie.
— Nie chcę nawet słyszeć o tym. Nie obchodzi mnie, czym ta pani była poprzednio. Widzę, że chce zmienić swój dotychczasowy tryb życia... Skoro nie jest pańską żoną, nie ma pan do niej żadnych praw...
— Jeszcze zobaczymy — zawołał Hiszpan.
Zbliżył się do dziewczyny, usiłując chwycić ją za rękę. Dziewczyna pochyliła się i uciekła w drugą stronę. Rozwścieczony jej oporem, Hiszpan zwrócił się do Rafflesa.
— Czego pan się tu wtrąca? Idź pan, skąd pan przyszedł.
Podniósł rękę do góry... Nie wiadomo, czymby się ta scena skończyła, gdyby pięść Rafflesa, nie ugodziła go między oczy... Hiszpan zatoczył się i upadł na ziemię. Dziewczyna rzuciła Rafflesowi spojrzenie pełne wdzięczności i szybko uciekła w stronę garderoby. Raffles spojrzał na swą prawą pięść i uśmiechnął się.
— Nie możesz sobie wyobrazić, Brand, jak mi to dobrze zrobiło — rzekł. — W ciągu ostatnich kilku tygodni żyłem jak ogłuszony... Teraz nagle doznałem wrażenia, że zbudziłem się z długiego snu!

Wielkie plany

W dwa dni później, Brand miał możność przekonania się, że istotnie Raffles „obudził się“.
Biedny sekretarz przeklinał w duchu ową chwilę, w której Raffles wpadł na niefortunny pomysł obejrzenia nowego dancingu. Ale to, co się raz stało, nie mogło zostać przekreślone. Zainteresowanie Rafflesa do arcydzieł sztuki, starej porcelany, obrazów mistrzów zniknęło nagle... Dzieło Erazma z Rotterdamu powędrowało na półkę... Raffles zabrał się do czytania codziennych pism, których nadsyłano do domu całe stosy. W trzy dni po bytności w dancingu Pata O’Murphy, pękła bomba!...
Obaj przyjaciele siedzieli na tarasie Cecil Hotelu. Zapadał już zmrok i taras był prawie pusty. Raffles powoli obierał sobie soczystą gruszkę.
— Powiedz mi, Brand, czy byłeś kiedy w domu Harolda Fowlesa?
Brand spojrzał na niego ze zdumieniem.
— Byłem przed trzema laty... Czy wicąż jeszcze mieszka na Dorsite street?
— Tak.. Słyszałem, że ostatnio robi jakieś wspaniałe interesy.
— Możliwe... Na giełdzie nie cieszy się jednak szczególnie dobrą opinią — odparł Brand, wzruszając ramionami. — Mówią, że puścił się na niebezpieczne spekulacje. Dziś jest podobno szalenie boga-