Strona:PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Dwaj rywale
Dziewczyna z szatni

Od dłuższego czasu Brand nie miał powodu, aby narzekać na postępowanie lorda Listera, znanego szerokiemu ogółowi pod nazwiskiem Rafflesa. Mijały tygodnie, a Raffles pędził wraz ze swym przyjacielem spokojny żywot we wspaniale urządzonej willi na Cromwell Road. Okres awanturniczych przygód, walk z przestępcami, ucieczek przed policją, zdawał się należeć już do przeszłości. Lord Lister przedzierzgnął się w spokojnego obywatela, odwiedzającego muzea londyńskie, czytającego książki i odbywającego konne spacery po alejach Hyde Parku.
Lord William Aberdeen — takie bowiem nazwisko przybrał nasz bohater — przyjmował tylko licznych przyjaciół, z którymi stykał się w Windsor-Klubie.
Od czasu do czasu, obaj przyjaciele wychodzili wieczorami z domu, udając się bądź do teatru, bądź do klubu.
I tak mijały spokojnie tygodnie, ku wielkiemu zadowoleniu Branda.
Mówiąc prawdę, Raffles nie zaniedbywał tych którymi się opiekował. Brand systematycznie odbywał inspekcje w najbliższych dzielnicach miasta, rozdzielając sowite zasiłki... Pomoc lorda Listera nie kończyła się tylko na datkach pieniężnych: pamiętał o tym, aby biednego chłopca, któremu groziła ślepota, skierować do najwybitniejszego specjalisty, aby dostarczyć pracy bezrobotnemu obarczonemu rodziną, lub czuwać nad rozwojem artystycznym ulicznej śpiewaczki o niezwykle pięknym głosie. Nic też dziwnego, że wszędzie gdzie się ukazał, błogosławiono go i dziękowano mu serdecznie.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wypadki, które wydarzyły się pewnego letniego wieczoru.
Na jednej z ulic Soho otworzono dancing, o którym cały Londyn opowiadał sobie cuda.. Szklany parkiet, wspaniałe efekty świetlne, doskonała orkiestra, wszystko to miało służyć do uprzyjemniania czasu bogatym nierobom, szukającym rozrywki. Właścicielem tego lokalu był podobno jakiś Irlandczyk, który dorobił się majątku w Ameryce i z biednego boya hotelowego stał się milionerem.
Człowiek ten nazywał się Pat O’Murphy. Już samo brzmienie nazwiska nie pozwalało ani przez chwilę wątpić o irlandzkim pochodzeniu jego właściciela. Opowiadano sobie, że wewnętrzne urządzenie lokalu kosztowało około pół miliona funtów... Nic też dziwnego, że w ciągu pierwszych dni po otwarciu panował tam szalony ścisk.
Co skłoniło Rafflesa do odwiedzenia tego modnego lokalu, pozostanie dla nas na zawsze zagadką. Raffles nienawidził dancingów i choć sam tańczył znakomicie, unikał starannie miejsc, w których, jak mówił, Europejczycy uprawiają murzyńskie tańce.
Około godziny ósmej wieczór, Raffles nagle odłożył książkę, którą czytał, przeciągnął się, że aż stawy zatrzeszczały, przeszedł się kilkakrotnie po gabinecie i rzekł:
— Obawiam się, że zaczynam się starzeć, Brand... Należałoby wyjść z domu dziś wieczorem... Niedaleki już jestem od chwili, kiedy siądę spokojnie przy kominku w ciepłym watowanym szlafroku, z wygodnym stołeczkiem pod nogi i kubkiem mleka na stole...
— Co też wygadujesz, Edwardzie — oburzył się Brand. — Dokąd chcesz pójść? Może obejrzymy sobie tę nową sztukę, wystawioną przez artystów awangardy?
— Nie mam na to ochoty... Chciałbym dziś wieczorem obejrzeć nowy dancing pana Pata O’Murphy na Soho...
Brand spojrzał na Rafflesa ze zdziwieniem... Po raz pierwszy w życiu jego wierny przyjaciel dał się pociągnąć urokowi nowości.
Soho słynie jako dzielnica nocnych lokali, podejrzanych restauracyj i spelunek, gdzie często policja urządza obławy.
Brand spojrzał ukradkiem na tytuł książki, która przed chwilą odłożył Raffles. Była to rozprawa Erazma z Rotterdamu. Brand uśmiechnął się. Skok od poważnego filozoficznego dzieła aż do nowoczesnego dancingu, wydawał mu się zbyt wielki!
Obaj przyjaciele zjedli kolację w domu. Przebrali się szybko i wyszli na ulicę. Raffles nie chciał fatygować szofera Hendersona. Wspaniała ciemna limuzyna pozostała więc w garażu.