Strona:PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziewczyna zawahała się przez chwilę, po czym odparła zdecydowanym głosem.
— Tak, przyszłam tu razem z tym panem, zaproszona przez Armanda Garfielda.
Agenci poczęli coś szeptać miedzy sobą.
— Zagadkowa historia — rzekł wreszcie brygadier, wzruszając ramionami. — Zostaliśmy tu wezwani przez pana Fowlesa, który usłyszał w swym mieszkaniu jakieś podejrzane szmery. Jacyś niewykryci sprawcy ogołocili doszczętnie jego kasę żelazną, która mimo to, nie wykazuje żadnych śladów włamania. Przedostaliśmy się tutaj przez otwór w murze... Ale oto i pan Fowles we własnej osobie!
W progu ukazał się jegomość w pyjamie, spod której wymykały się niesforne szelki, na których widniały białe ślady wapna. Przez chwilę spoglądał dokoła ze zdziwieniem, aż wreszcie wzrok jego padł na otwarta walizkę.
— To wszystko należy do mnie — zawołał. — Te pieniądze i klejnoty zostały wyjęte z mojej kasy! Zabieram je ze sobą.
— Poproszę o chwilę cierpliwości — przerwał mu brygadier, kładąc rękę na walizie, którą Fowles usiłował zabrać ze stołu.
— Czego jeszcze chcecie ode mnie? — zapytał Fowles niechętnie.
— Musimy zadać panu jeszcze kilka pytań... Jak to się stało, że nie słyszał pan, jak rozbijano ściany w pańskim mieszkaniu?
Fowles podrapał się w głowę.
— Wczoraj byłem na porządnej wypitce — mruknął. — Wróciłem trochę „zalany“ do domu i zasnąłem, jak kamień.
— A pańska służba?
— Służba śpi w zupełnie innej części mieszkania... Złodzieje zachowali się wyjątkowo cicho.
— Ale ktoś wreszcie usłyszał hałas?
— Tak... mój służący. Natychmiast przybiegł i obudził mnie. W mieszkaniu panowały egipskie ciemności. Trzeba było wkręcić powykręcane korki... Gdy wreszcie udało nam się zapalić światło, spostrzegliśmy spustoszenie i zawiadomiliśmy najbliższy komisariat policji. Poza tym posłałem służącego, aby sprowadził z ulicy posterunkowego. Powinni wrócić lada chwila. Czy maja panowie jeszcze jakieś pytania?
— Czy pan zastał kasę otwartą?
— Nie. Była zamknięta na klucz i nie widać było na niej żadnego śladu włamania. Dotychczas nie mogę zrozumieć, jak się to stało.
Brygadier odsunął się na bok, odsłaniając przed Fowlesem wciąż jeszcze nieprzytomnego Garfielda.
— A tego pan zna?
— Oczywiście... To jest mój sąsiad, Armand Garfield.
— Otwór w suficie prowadził do jego mieszkania. Czy możliwe, żeby on był sprawcą kradzieży?
— Po Garfieldzie wszystkiego można się spodziewać, — odparł Fowles. — Chodzą o nim rozmaite wieści. Ale tego, który obok niego leży, widzę po raz pierwszy.
Wskazał ręką na Romendada. Hiszpan powoli wracał do przytomności. Również i stan Garfielda poprawiał się z każda chwilą. Okoliczność ta nie była bynajmniej na rękę Rafflesowi.
Nie zależało mu na tym, aby Garfield podzielił się z policją podejrzeniami co do jego osoby. Garfield powoli otworzył oczy i powiódł półprzytomnym wzrokiem po pokoju.
Przez chwilę spojrzenie jego zatrzymało się na bladej twarzy młodej dziewczyny.
Świadomość, że zawdzięcza ratunek jemu, Rafflesowi, człowiekowi tropionemu przez policję była dla Dorrith bolesnym ciosem. Raffles rozumiał ją doskonale.
Pokój był duży i posiadał na jednej ze ścian dwa szerokie okna. Były one zamknięte i jak Raffles zdążył zauważyć, zaopatrzone były w żelazne żaluzje.
Z tej więc strony nie można było na nic liczyć. Pozostawały jeszcze drzwi. Było ich dwoje, przy czym jedne prowadziły na korytarz, drugie zaś wiodły do sąsiedniego pokoju. Zarówno jedne, jak i drugie, strzeżone były przez agentów policji.
Brygadier zastanawiał się co ma dalej czynić... Spojrzał niepewnie na Fowlesa, który chwycił walizę pragnąc się oddalić jak najszybciej.
— Czy podejrzewa pan — zapytał — że ci dwaj dokonali kradzieży w pańskim mieszkaniu?

— Nie... Przyszli chyba złożyć mi kurtuazyjną wizytę i zapytać o stan mego cennego zdrowia? — odparł z ironią... Ciekaw jestem, po co robi się dziury w suficie? Może dla wentylacji? Zabierz pan