Strona:PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zobaczymy, kto będzie miał ostatnie słowo — zawołał.
Jak błyskawica rzucił się na swego rywala, który jeszcze do niedawna był jego przyjacielem.
Garfield schylił się i uniknął ciosu. Był to człowiek doskonale wygimnastykowany i przewyższał swego przeciwnika zręcznością.
Mimo to, ostrze noża prześlizgnęło się po jego przedramieniu, przedarło cienkie płótno koszuli i drasnęło skórę.
Rozwścieczony swym niepowodzeniem, Remendado skoczył gwałtownie naprzód i runął na podłogę. Garfield wyzyskał tę sytuację: z prawdziwie małpią zręcznością skoczył mu na plecy i schwycił za rękę, w której trzymał nóż. O Rafflesa nikt się nie troszczył. Nie pamiętali nawet, że znajdował się w tym samym pokoju. Obydwaj tak byli pochłonięci walką, że nie zaprzestaliby jej nawet wtedy, gdyby oddział policji wtargnął do mieszkania
Raffles starał się uwolnić z więzów. Nogi co prawda miał wolne, ale ręce jego skrępowane były z tyłu mocnymi linami. Na szczęście pozostawiono mu możność swobodnego poruszania się. Sznury były tak mocne, że nawet Herkules nie dałby sobie z nimi rady. Przypomniał sobie dziewczynę, leżącą na sofie... Wprawdzie przywiązano ją do tego ciężkiego mebla, lecz ręce miała wolne. Porozumiał się z nią wzrokiem i zbliżył się do niej. Odwrócił się do niej plecami, i wyciągnął w jej kierunku swe związane dłonie. Dorothy zrozumiała natychmiast o co chodzi. Uczuł dotkniecie jej zwinnych palców na swych nabrzmiałych rękach.

Porażka bandy

Walczący ze sobą nie zwracali uwagi na to, co się dokoła działo. Garfield siedział na plecach swego rywala, jak wielka złośliwa małpa, lewą ręka starał się sięgnąć do jego kieszeni, w której ukryty był browning, a prawą przyciskał go do ziemi. Dysząc ciężko, Remendado usiłował podnieść się z podłogi i wyswobodzić rękę. Ale Garfield trzymał go w żelaznym uścisku. Ostatnim wysiłkiem, Remendado napiął swe muskuły, strząsnął z siebie Garfielda i przekręcił się na wznak. Remendado zaśmiał się zwycięsko. Podniósł do góry rękę uzbrojoną w ostry nóż. Ale i tym razem zręczniejszy odeń przeciwnik zdołał w porę uskoczyć. Remendado runął w próżnię. Mgła przysłaniała mu oczy. Sięgnął do kieszeni w której znajdował się browning, ale Garfield chwycił go za rękę. Remendado nacisnął cyngiel... Szczęście nie sprzyjało widocznie Hiszpanowi, gdyż rewolwer zaciął się. Remendado nacisnął cyngiel po raz wtóry. Z głośnym przekleństwem odrzucił niezdatną do użytku broń i rzucił się na przeciwnika. Znów zwarli się ze sobą i runęli na ziemię. Walczyli już tylko pięściami i siłą swych mięśni. Trwało to może pięć minut. Z pięknie skrojonych fraków pozostały tylko strzępy. Białe gorsy koszul pomięte były i przesycone potem.
Raffles nie spuszczał ich z oczu, podczas gdy Dorothy mozoliła się nad rozsupłaniem węzła. Było to jednak zbyt trudne zadanie dla jej słabych, niewprawnych palców.
Niepokoiło go pytanie, gdzie mogli znajdować się Henderson i Brand. Wiedział, że byli gdzieś w tym domu, słyszał przecież umówiony sygnał. Ale co się z nimi stało? Musieli przecież słyszeć ten piekielny hałas? Walka miała się już ku końcowi. Dbaj przeciwnicy stali na przeciw siebie, dysząc ciężko i chwiejąc się z osłabienia. Garfield chwycił ciężki wazon z bronzu i rzucił go z wszystkich sił w głowę przeciwnika. Remendado nachylił się i wazon rozbił w kawałki weneckie lustro w srebrnej oprawie. W chwilę potem walka rozgorzała na nowo. Remendado chwycił swego przeciwnika za gardło i znów obaj runęli na ziemię. Starał się przysunąć jego głowę aż do żelaznego ogrodzenia okalającego ognisko kominka. Tymczasem Garfield chwycił ciężkie żelazne szczypce i uderzył nimi Remendada z całej siły w głowę tak, że Remendado po tym ciosie runął na ziemię bez przytomności.
Palce jego, zaciśnięte dokoła szyi Garfielda rozluźniły się. Garfield z trudem zaczerpnął w płuca powietrze i zemdlał z osłabienia.
W tej samej chwili Raffles usłyszał zbliżające się kroki. Twarz jego rozjaśniła się. Drzwi pokoju otwarły się z trzaskiem i na teren walki wpadło sześciu agentów policji.
— Teraz rozumiem, dlaczego moi przyjaciele tak długo nie dawali znać o sobie — szepnął do siebie Raffles. — Sprawa przybiera teraz zgoła inny obrót. Nie powiem, aby moja sytuacja stawała się przez to przyjemniejsza.
Dwaj agenci pochylili się nad leżącymi na podłodze, zbroczonymi krwią rywalami. Dwaj inni zajęli się Rafflesem. Tajemniczy Nieznajomy postanowił odpowiadać tylko na pytania. Był we fraku i ta okoliczność stanowiła dlań moment bardzo poważny przy obronie. Należało wmówić agentom, że padł ofiarą niespodzianej napaści. W ten sposób miał nadzieję, że wyjdzie cało z opresji. Nie wiedział jeszcze, jak wytłumaczyć swoją w tym mieszkaniu obecność. Myśl jego pracowała szybko: musiał zmyślić jaka historie, która nie brzmiałaby zbyt nieprawdopodobnie. Jeden z agentów, należący widocznie do miejscowego komisariatu, pochylił się nad Garfieldem: z ust jego wyrwał się okrzyk zdziwienia.
— Przecież to Armand Garfield, właściciel tego mieszkania — zawołał. — Znam go bardzo dobrze. A pan kim jest?
Spojrzał pytającym wzrokiem na Rafflesa.
— Wpadłem w ładna kabałę, jak widzicie — odparł Tajemniczy Nieznajomy. — Przybyłem tu z tą oto panią... Niestety, właśnie ona stała się mimowolną przyczyna tej awantury. Stanąłem, oczywiście, w jej obronie... Zostałem napadnięty... Wyciągnięto nawet broń palną. Na takie argumenty nie byłem przygotowany.
Dwóch policjantów postawiło na stole walizę z pieniędzmi.
— Czyja to własność? — zapytał brygadier, zdziwiony widokiem tylu banknotów.
— Prawdopodobnie jednego z tych panów, którzy leżą na ziemi.
— Czy pobili się miedzy sobą?
— Tak... Byłem w okropnym położeniu. Nie mogłem wmieszać się do walki i musiałem przypatrywać się jej bezsilnie.
— Czy nie wie pan, o co im poszło?
— Ależ oczywiście! O te właśnie damę, — odparł Raffles tym razem zupełnie zgodnie z prawdą.
Brygadier wyjął tymczasem chustkę z ust Dorothy Fisher i rozwiązał sznury, którymi była przywiązana do kanapy. Pomógł oszołomionej kobiecie podnieść się.
— Niech się pani stara opanować — rzekł. — Chcielibyśmy otrzymać od pani kilka informacyj. Czy pani przybyła tu w towarzystwie tego pana?