Strona:PL Lord Lister -92- Zatopiony skarb.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siało wypaść pomyślnie, gdyż z odległości począł dawać im uspakajające znaki.
Szybko odśrubowano pokrywę łodzi i trzej mężczyźni po kolei weszli do kajuty. W poczuciu pełnego bezpieczeństwa Raffles nie myślał nawet o tym, aby zanurzyć się pod wodę. Puszczono w ruch motor. Wkrótce „Delfin“ wypłynął na pełne morze.
Raffles przyłożył do oczu lornetkę i począł uważnie rozglądać się dokoła.
— Widzę wciąż te same okręty straży celnej — rzekł. — Teraz zwróciły się trochę bardziej na południe...
— A torpedowce?
— Tych już nie widzę wcale... Chyba odpłynęły.
Raffles spojrzał na zegarek... Postanowił zatrzymać się w tym miejscu godzinę, poczym dopiero zanurzyć się pod wodę. Żeglując powoli i ostrożnie mogli podpłynąć aż do skały Głowy Szatana i rozejrzeć się za wygodnym miejscem do lądowania.
Korzystając z wolnego czasu trzej przyjaciele spożyli kolację. Poczynało się ściemniać... Łódź znów pogrążyła się w wodę i Raffles począł ostrożnie kierować się w stronę lądu... Bez trudu odnalazł wygodne miejsce, zasłonięte od strony lądu niewysoką skalą. Raffles postanowił ukryć tam swą łódź. Wyjęto ze składnicy dwa skafandry.
Były one przez Rafflesa udoskonalone, a to polegało na tym, że na plecach kombinezonu znajdował się mały cylinder ze zgęszczonym powietrzem, wystarczającym nurkowi do oddychania w ciągu prawie dwugodzinnego pobytu pod wodą. Dzięki temu zbyteczne były specjalne powietrzne pompy wymagające dość kosztownej instalacji i nieustannego połączenia z lądem.
Do nóg obydwaj nurkowie przymocowali sobie ciężkie ołowiane podeszwy, utrzymujące ich pod wodą w pozycji pionowej. Prócz tego wniesiono do skalistej groty mocne liny i metalowe haki.
W grocie tej panowały zupełne ciemności. Henderson owinął linę dokoła występu skalnego, sterczącego tuż nad samą studnią. Drugą część liny rzucił w głąb. Służyć ona miała do wyciągnięcia na powierzchnię skrzyń ze złotem. Schodzenie w dół nie należało do najłatwiejszej czynności, tymbardziej, że ciężkie ołowiane podeszwy utrudniały zejście. Raflfes schodził pierwszy, Brand ostrożnie posuwał się za nim. Dla uławienia, związali się obydwaj długą liną której wolny koniec trzymał na górze Henderson.
Silne naprężenie liny świadczyło o tym że obaj nurkowie dosięgli dna.
Rozpoczęła się teraz trudna, mozolna praca. Skrzynie były ciężkie, a gruby kostium nurka uniemożliwiał swobodę ruchów.
Minął kwadrans, zanim Henderson otrzymał pierwszy sygnał z dołu. Był to znak, że może ostrożnie wciągać skrzynię do góry. Wkrótce ukazała się ona na powierzchni wody i olbrzym wytężyć musiał wszystkie siły, aby ją wyciągnąć.
Była to ciężka skrzynia, obita żelazem.
Upłynęły znów trzy minuty... Nowy sygnał dał znać o tym, że dzielnym nurkom udało się przywiązać do liny drugą skrzynię. Tym razem poszło Hendersonowi o wiele łatwiej, ponieważ skrzynia ta była lżejsza od poprzedniej.
Henderson ostrożnie umieścił ją w głębi groty. Nagle do uszu jego doszły jakieś podejrzane szmery... Natężył słuch... Od strony morza słychać było wyraźny plusk wioseł. Do brzegu zbliżały się łodzie....
Olbrzym zerwał się z miejsca i przywarł do ściany skalnej.. W pierwszej chwili nie wiedział co począć... Nagle przyszła mu do głowy szczęśliwa myśl: należało przede wszystkim wrzucić obie liny do studni. Liny te zaopatrzone w metalowe haki, upadną na dno i ostrzegą obu nurków o tym, że na górze coś się dzieje niezwykłego... Henderson błyskawicznie wykonał swój plan i ostrożnie począł zbliżać się do otworu groty.
Ku swemu przerażeniu ujrzał kilką łodzi, z kórych dwie zdążyły już przybić do brzegu tuż w pobliżu Głowy Szatana“.... Ośmiu mężczyzn stało na cyplu... Henderson spostrzegł, że zajęci są oni wyładowywaniem z łodzi sporych skrzyń.
— Przemytnicy! — mruknął do siebie. — A niech ich wszyscy diabli!
W tej chwili jeden z przemytników zwrócił się twarzą w stronę groty... Z ust jego padł okrzyk zdumienia... Zauważył widocznie słaby odblask latarki elektrycznej, zapalonej przez Hendersona... Henderson zdawał sobie sprawę, że nie było chwili do stracenia. Miał do czynienia z przeszło dwudziestu przeciwnikami, z których każdy rozporządzał znakomitą bronią i gotów był na wszystko. W tych warunkach o oporze nie mogło być mowy. Nie pozostało mu nic innego, jak poddać się przemocy i grać na zwłokę... Liczył na to, że Brand i Raffles domyślą się o co chodzi i zdołają uniknąć zasadzki. O sobie nie myślał... Zadowolony był tylko, że ostrzegł przyjaciół, ale zapomniał niestetu, o ciężkich skrzyniach, stojących opodal...
W tej samej chwili rozległ się odgłos odsuwanych kamieni, którymi przysłonięte było częściowo wejście do groty... Prawie jednocześnie czterej uzbrojeni od stóp do głów mężczyźni otoczyli naszego olbrzyma zwartym kołem.
Henderson nie rozumiał ani słowa po hiszpańsku.
Mimo to, uśmiechnął się do nich przyjaźnie i odezwał się spokojnie po angielsku:
— Dobry wieczór panowie... Cieszę się, że was widzę. Jak to ładnie z waszej strony, że zechcieliście odwiedzić samotnego człowieka!

Gniazdo przemytnicze

Grota zaroiła się od ciemnolicych, uzbrojonych w noże i rewolwery mężczyzn. Z prawdziwym zdumieniem spoglądali oni na jasnowłosego olbrzyma, poczym spokojnie poczęli posuwać się w głąb groty.
Nie ulegało kwestii, że grota stanowiła zwykłe miejsce ich zebrań. Tutaj odbywały się ich wzajemne rozrachunki tutaj dzielono łupy i tutaj zwoływano sądy.
Od czasu do czasu, składano tu również pochodzący z przemytu towar, który następnie przenoszono w głąb lądu.
Serce Hendersona zabiło mocniej na myśl o tym, że przemytnicy mogli odkryć obecność łodzi... Pocieszył się jednak, że łódź została dobrze ukryta i że ciemności zapadającej nocy zwiększały jej bezpieczeństwo. Wkrótce miał wprawdzie wzejść księżyc, ale o tym Henderson nie chciał narazie myśleć.
Kilku przemytników pochyliło się nad studnią, oświetlając jej wnętrze elektrycznymi latarkami. Na szczęście oprócz metalowego haka nie spostrze-