Strona:PL Lord Lister -86- Tajemnicza choroba.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale w jaki sposób mógł spostrzec oczy, znajdujące się w ogrodzie, skoro sam nie opuścił sypialni? — rzucił Brand niedowierzająco
— „Oczy“ mogły same znaleźć drogę do niego... Przypuszczam, że osobnik o niezwykłych oczach tym, który spowodował ów dziwny szmer.
Sądzę, że potem zajrzał do sypialni przez okno. Nic dziwnego, że chłopiec, nagle przebudzony ze snu, przeraził się na widok tego zjawiska i wydał ów głośny okrzyk... Jutro rano dowiemy się bliższych szczegółów o zajściu. Domyślasz się chyba, że nie pozostawię tych wypadków ich własnemu biegowi. Muszę dowiedzieć się, co to wszystko miało znaczyć...
Jakkolwiek więcej nie poruszano już tego tematu, Brand po powrocie do domu długo przed zaśnięciem rozmyślał nad tajemniczą sprawą.
W nocy trapiły go niespokojne sny. Wciąż widział przed sobą płonące niesamowite oczy...
Następny dzień nie przyniósł rozwiązania zagadki. Służba nie zachowała milczenia i wiadomość o nocnej przygodzie przedostała się do pism. Stary lord wezwał w nocy telefonicznie doktora Cumminsa, swego lekarza domowego i powierzył swego wnuka jego pieczy.
Gazety londyńskie interesują się najdrobniejszymi wypadkami z życia ludzi, figurujących w Almanachu gotajskim a nazwisko Seymourów pochodzi jeszcze z czasów Ryszarda Lwie Serce. Nic też dziwnego, że w rubryce towarzyskiej pomieszczono opisy nocnej przygody.
Arnold Seymour Higgs, wnuk starego lorda, od pół roku cierpiał na zagadkową, a nieznaną chorobę, która z kwitnącego chłopca uczyniła słabowite stworzenie — pisały gazety. — Sypialnia jego, znajdująca się na drugim piętrze lewego skrzydła pałacu, przylega do pokoju, w którym śpi służący Harry Huntman. Służący ten miał obowiązek czuwania nad chłopcem. Nagle z głębokiego snu wyrwał go okrzyk Arnolda... Wpadł on do sąsiedniego pokoju i ujrzał chłopca stojącego na środku pokoju z szeroko rozwartymi z przerażenia oczami. Po chwili chłopiec zachwiał się i upadł na ziemię. Służący zaniósł go do łóżka. Harry Huntman zbliżył się do okna, chcąc zbadać co spowodowało nagły atak chłopca... Dokoła panowała jednak cisza, po chwili zaś cały dom zaalarmowany krzykiem, począł się budzić.
Przeszukano park, ale bezskutecznie... Pierwotne przypuszczenie, że chłopiec przeraził się na widok włamywaczy, którzy uciekli spłoszeni jego okrzykiem — odpadło.
Chłopiec ocknął się na krótko:
— Oczy... Okropne oczy — wyszeptał i znów popadł w omdlenie.
Ze wszystkich stron poczęli nadbiegać domownicy. Wśród nich znalazł się również Cecil Darington, który sypiał w przeciwległym skrzydle pałacu i który również usłyszał ów przeraźliwy krzyk. Ostatni zjawił się stary lord i śmiertelnie przerażony chorobą swego jedynego dziedzica, wezwał doktora Cumminsa... Lekarz zbagatelizował sprawę i orzekł, że dziecko padło prawdopodobnie ofiarą sennych urojeń.
Następnego dnia zwołano konsylium, w czasie którego Arnold opowiedział zdziwionym lekarzom historię o jakichś potwornych oczach, które ukazały się nagle w oknie.
Nikt oczywiście nie przywiązywał do jego słów głębszej wagi.
I na tym cala historia byłaby się skończyła, gdyby Raffles nie znalazł był się owej pamiętnej nocy w ogrodzie.
Hipoteza obu lekarzy nie mogła wystarczyć Tajemniczemu Nieznajomemu, który również wyraźnie, jak owo przerażone dziecko, widział parę niesamowitych, płonących oczu.
Wieczorem, siedząc przy kominku w zacisznej bibliotece Raffles i Brand znów powrócili do interesującego ich tematu,
Brand odczytywał na głos artykuły, które ukazały się w wieczorowych wydaniach pism.
— Sprawa jest tajemnicza i podejrzana — rzekł Raffles. — Nie jestem łatwowierny i nie wierzę w istnienie duchów. Zjawisko, któreśmy widzieli musi znaleźć jakieś normalne wytłumaczenie. Oczy te nie mogły należeć do zwierzęcia, gdyż znajdowały się zbyt wysoko ponad poziomem ziemi. Przypomnij sobie widzieliśmy je prawie na tej samej wysokości, co nasze głowy!...
— To prawda...
— Ustaliliśmy więc, że oczy te musiały należeć do człowieka... Nasuwa się pytanie, kto to był?
— Może to nasz przypadkowy „kolega“ — zapytał Brand niepewnie.
— Wykluczone — odparł Raffles. — Włamywacz stara się czynić jaknajmniej hałasu i nigdy nie ima się środków, mogących zwrócić nań uwagę. Byłoby to szaleństwo.
— Musiał więc to być ktoś z domowników...
— I ja tak przypuszczam, Brand.
— Nie rozumiem jego celu postępowania?
— Tak... Trudno się tego domyśleć — odparł Raffles, pocierając dłonią czoło. — Niewątpliwie miał w tym jakiś wyraźny cel. Nie wierzysz chyba, że mogą naprawdę istnieć ludzie z takimi oczami.
— W każdym razie trudno mi to sobie wyobrazić, Edwardzie.
— Wrażenie było dość silne... obydwaj przestraszyliśmy się poważnie... Może celem tego człowieka było właśnie wzbudzenie strachu?
W jakim celu nagle znalazły się te oczy na wysokości drugiego piętra, gdzie się mieści sypialnia chłopca? — zapytał Brand po namyśle.
— Należałoby zastanowić się nad tym...Trudno uwierzyć aby człowiek z błyszczącymi oczami zdążył w tak krótkim czasie wejść na drugie piętro, a śladów drabiny nigdzie nie znaleziono.
— A jednak usłyszeliśmy jakiś hałas na ścieżce i odgłos pukania do okna?
— Sprawca mógł osiągnąć ten rezultat, umieszczając błyszczące ślepia na bardzo długim kiju.
— Dlaczego w takim razie służba nie pochwyciła go? Wszyscy zbiegli się przecież w mgnieniu oka.
— I na to pytanie nie trudno odpowiedzieć. Skoro sprawcą był ktoś z domowników, łatwo mu było wejść do pałacu i ukryć się w jego wnętrzu. Mógł również pozostać w ogrodzie i przeczekać, aż się wszystko uspokoi.
— Któż to mógł być? Czy ktoś ze służby?
— Zgodziłbym się na to przypuszczenie, gdybyś mógł mi podać motyw, dla którego by to zrobił. Wszyscy służący pracują u lorda od szeregu lat, i o ile wiem, słaby chłopiec cieszy się ich szczerą sympatią.
— Oprócz lorda Seymoura Higgsa w pałacu mieszka jeszcze jego siostrzeniec Cecil Darington — zawołał z triumfem Brand. — Ale cóżby mu zale-