Strona:PL Lord Lister -86- Tajemnicza choroba.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żało na odegraniu tej nędznej sztuczki, która mogłaby kosztować życie biednego chłopca?
— Powodów mógł mieć mnóstwo, mój przyjacielu — odparł Rafiles żywo. — Gdyby mały umarł, Cecil Darington odziedziczyłby majątek lorda.
Brand przechylił się w tył na fotelu i z przerażeniem spojrzał na swego przyjaciela.
— To okropne — zawołał. — Czy można go podejrzewać o to?
— Wszystko jest możliwe — odparł Raffles — Sprawa przedstawia się tajemniczo i wygląda jakby fragment z powieści Conan Doyle’a. Tym niemniej, mogłaby się przytrafić w rzeczywistości. Arnold Seymour w ciągu ostatnich kilku miesięcy cierpiał na jakąś bliżej nieznaną chorobę, która wyczerpała go fizycznie i nerwowo. Nic też dziwnego, że dziecko tak słabe, inaczej reaguje na wszelkie zjawiska niż normalny, zdrów człowiek. Wypadki ostatniej nocy omal nie zwaliły go z nóg. Cudem jakimś uniknął śmierci. Niedoszły morderca przypuszczał, że reakcja będzie jeszcze silniejsza i osiągnie zamierzony skutek. Niektórzy przestępcy czują obawę przed przelewem krwi i wolą działać wolniej, ale niemniej pewnie.
Brand milczał.
— Jeśli sprawy tak się przedstawiają, jak przy puszczasz, obowiązkiem naszym jest powiadomić o wszystkim policję — rzekł po chwili.
— Ale w jaki sposób zdobędziemy dowody? — zapytał Raffles sarkastycznie.
— Musimy je zdobyć... Tymczasem możemy złożyć zeznanie na piśmie o tym, co widzieliśmy w ogrodzie owej pamiętnej nocy...
— I przypuszczasz, że nam uwierzą? Jak uzasadnimy naszą tam obecność? Czy sądzisz, że policja na podstawie oświadczenia dwóch włamywaczy, bo za takich nas będą uważać, zaaresztuje człowieka poważanego i szanowanego, jakim jest Cecil Darington? Zresztą chłopiec powtórzył to samo lekarzom, a ci potraktowali tę opowieść, jako bredzenie chorego. Taki sam los spotkałby nasze zeznanie.
Więc co robić? Przecież naprawdę widzieliśmy te straszne oczy.
— Trudno. Obejdziemy się chwilowo bez pomocy policji. Sam ustalę kto to zrobił... Przeciwko Cecilowi Darlingtonowi nie mamy jeszcze żadnych dowodów. Czy mógłbyś przysiąc, że to on zrobił?
— Oczywiście, że nie...
— Nikt go nie widział... Przyszedł w pyjamie do sypialni chorego w momencie, gdy zbiegli się wszyscy domownicy... Mógł zdążyć przebrać się i przybiec na miejsce... Pamiętasz, że przybył tam ostatni? Nie zdziwiłbym się, gdyby miał na sobie pyjamę z czarnego jedwabiu... Nie odcinałaby się wówczas do ciemnego tła nocy i mogłaby stworzyć złudzenie oczu zawieszonych w przestrzeni...
— Ale twarz?.. Dlaczego nie widzieliśmy jego twarzy?
— Mógł mieć nasunięty na głowę czarny kaptur.
— A oczy?
Zrobione były z porcelany lub też z innego jakiegoś przezroczystego materiału. Cecil zwiedził spory kawał świata i mógł w czasie jednej ze swych podróży zetknąć się z taką zabawką... Za oczami umieszczone były dwie elektryczne lampki, połączone w niewidoczny sposób z małą baterią.
— Ale jak dosięgnął drugiego piętra?
— Przywiązał je do wysokiego kija... Bateria mogła znajdować się na dole i łączyć się z lampkami przy pomocy sznura odpowiedniej długości.
— Wszystko to wygląda dość prawdopodobnie... A jednak — to są tylko przypuszczenia.
— Przypuszczenia, posiadające cechy prawdopodobieństwa — zauważył Raffles. Zgadzasz się chyba ze mną, że moje rozumowanie jest logiczne.
— Oczywiście... Przemawiają za tym fakty: Arnold Seymour jest niewątpliwie solą w oku Daringtonowi. Od kilku miesięcy cierpi na dziwną chorobę i ostatniej nocy omal nie umarł z przerażenia na widok dziwnego zjawiska.
— Ale to wszystko nie wystarcza, aby policja mogła wkroczyć. Nie możemy udać się do Scotland Yardu i powiedzieć: „mili panowie, jesteśmy zdania, że Darington chciał zamordować swego krewniaka“. Darlington zaprzeczyłby wszystkiemu a my okrylibyśmy się śmiesznością.
— A może rewizja w jego pokoju dałaby jakieś rezultaty?
— Trudno mi w to uwierzyć... Ludzie tego pokroju szybko zacierają za sobą wszelkie ślady. Jest on zbyt sprytny, aby przechowywać u siebie materiały, które mogłyby go obciążyć. Przypuszczam, że pierwsza nieudana próba nie zniechęci go... Będzie on usiłował powtórzyć zamach po raz wtóry i tym razem postara się osiągnąć zamierzony cel... Musimy temu zapobiec.

Zatrute wino

Młody chłopiec powoli wracał do siebie po wstrząsie przeżytym owej pamiętnej nocy. Upłynęły od tego czasu przeszło dwa tygodnie. Arnold wstawał już co prawda z łóżka, lecz poruszał się z trudem i musiał szukać oparcia na ramieniu Huntmana, lub kogoś innego ze służby.
Z prawdziwym żalem przyjął wiadomość, że lord Seymour zwolnił starą gosposię — Mary, która serdecznie opiekowała się chłopcem. Ale staruszka liczyła już przeszło siedemdziesiąt lat i nie mogła dłużej pełnić obowiązków w domu lorda. Skromna dożywotnia renta zapewniała jej starość i pozwoliła na rezygnację ze służby.
Nie tak łatwo było staremu lordowi znaleźć kogoś, kto mógłby godnie zastąpić staruszkę, która przez lat pięćdziesiąt troszczyła się o jego dom. — Lord Seymour znany był ze swego skąpstwa i ze swych wymagań. Na szczęście zjawiła się z polecenia jego serdecznego przyjaciela niejaka pani Anna Craig, osoba stateczna i dobrotliwa; która od razu zjednała sobie serca służby i domowników.
Lato było w pełni i park dokoła pałacu rozrastał się wspaniale. Młody Arnold spacerował po zarośniętych ścieżkach... Ogrodnik, sprawujący piecze nad niewielką przestrzenią ogrodu, przylegającą bezpośrednio do pałacu, załamywał ręce... — Pięciu ludzi nie starczyłoby, aby wykarczować ścieżki i przetrzebić dziką zieleń w tej gęstwinie przypominającej dżungle. Ale stary lord ani myślał o wydawaniu pieniędzy i dziki park rozrastał się coraz śmielej w samym sercu Londynu.
Z biegiem lat skąpstwo jego potęgowało się i stary lord zupełnie na serio myślał o tym, aby zwolnić część służby pałacowej. Dopiero cierpliwe argumenty miss Anny Craig odwiodły go od tego zamiaru... Nowa gospodyni zjednała sobie tym odrazu serca całej służby.