Strona:PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na wyjaśnieniu dziwnego postępowania księcia, który ostatnio naraził sobie wielce swego ojca.
Proszę więc uprzejmie, aby zechciał pan dziś jeszcze złożyć mi wizytę.
Z poważaniem Krakiewicz“

— Ciekaw jestem jak się to wszystko skończy? — rzekł sceptycznie Charley.
— Jak najlepiej — odparł Raffles.
Otworzył walizkę, wyjął z niej szminki i zaczął charakteryzować się na Baxtera.
— Od tej chwili nie mieszkam z tobą razem — rzekł do Charleya. — Musimy zachować jak najdalej posuniętą ostrożność.
Taksówką udał się prosto do p. Krakiewicza, który przyjął go z otwartymi ramionami.
— Zadowolony jestem, że natychmiast zgłosił się pan na moje wezwanie — rzekł, wskazując rzekomemu Baxterowi krzesło. — Dowiedziałem się przed chwilą o pańskiej niemiłej przygodzie i obawiałem się, że nasza współpraca nie dojdzie do skutku.
— Wypiłem trochę za wiele, panie sekretarzu...
— Oby się to nie powtórzyło podczas pełnienia pańskich nowych funkcyj...
— Może pan być spokojny, panie sekretarzu... daję panu na to moje słowo honoru. Na czym polegać ma owa misja?
— Przejdźmy do wyjaśnienia tej sprawy: książę otrzymał wczoraj skrypt dłużny swego syna na sumę 350.000 marek. Skrypt ten został przedstawiony przez niejakiego Rommlera. Książę nie posiada się z oburzenia i chciałby wiedzieć, na co syn jego trwoni tak wielkie sumy. Gdy zdobędzie pan informację w tej sprawie, uda się pan natychmiast do Belgradu. Dla porządku poproszę pana o okazanie mi pańskich dowodów...
— Ależ bardzo chętnie — odparł Raffles wyciągając dokumenty, zabrane Baxterowi.
Sekretarz obejrzał je uważnie.
— Jakiego pan żąda wynagrodzenia?
— Poproszę o tysiąc marek.
Sekretarz odliczył tysiąc marek i poprosił Rafflesa o pokwitowanie.
Lord Lister mechanicznie podpisał się nazwiskiem Rafflesa.
— Cóż to za dziwny podpis?... Nie mogę go odcyfrować — rzekł sekretarz.
— To moje nazwisko „Baxter”. — Podpisuję się bardzo niewyraźnie...
— W porządku.
Wróciwszy do domu, Raffles włożył tysiąc marek do koperty i przesłał je pocztą do hotelu, w którym mieszkał Baxter wraz z Marholmem. Do przesyłki tej dołączył maleńki liścik.
„Drogi Inspektorze!
Zainkasowałem dzisiaj w Pańskim imieniu 1000 marek i śpieszę je Panu przesłać. Życzę Panu zdrowia, szczerze Panu oddany — Raffles”.
— Nie opuścisz tego hotelu przed moim powrotem — odezwał się lord Lister do swego wiernego współpracownika Charleya Branda. Wyjeżdżam na Wschód i wrócę prawdopodobnie za pięć dni.
W trzydzieści godzin później, lord Lister wysiadł z pociągu w Belgradzie, gdzie miał spotkać się ze starym księciem Maczacziczem.
Stary książę mieszkał w pałacu, rozsypującym się w gruzy. Jak kraj długi i szeroki, Maczaczicz słynął z przysłowiowego skąpstwa.
— A więc to pan... pan inspektor Baxter? — zapytał, przeszywając wchodzącego Rafflesa niemiłym spojrzeniem swych chytrych oczu.
— Do usług, mości książę.
— Mam nadzieję, że nie przepuścił pan jeszcze wszystkich pieniędzy, wpłaconych panu przeze mnie?
— Oczywiście, że tak... Potrzeba mi jeszcze przynajmniej 1000 marek, abym mógł wrócić do domu.
— Co takiego? Dowiedział się pan przynajmniej szczegółów?
— Wiem wszystko. Wasza Wysokość.
— Niechże pan mówi...
— Pański syn jest jednym z najmilszych młodzieńców, rokujących najpiękniejsze nadzieje na przyszłość.
Stary uśmiechnął się z zadowoleniem:
— Tak, to prawda... Ale nie pozwolę, aby wyrzucał pieniądze za okno... Z pewnością nie jest przy zdrowych zmysłach... Będę musiał oddać go pod kuratelę!
— Co takiego? — zdziwił się Raffles.
— Czy pan tego nie zauważył? Proszę pomyśleć, do jakiego stopnia neurastenii doszedł ten chłopiec: Zachciało mu się pracować! Czy to słyszane rzeczy?
— Hm... Prawdopodobnie jest chory. Ale to przejdzie. Zapewniam pana, że pański syn oprzytomnieje, gdy wydobędziemy go z rąk pewnej uwodzicielskiej syreny...
Stary książę miotał się jak wściekły po pokoju.
— Syreny? — zawołał. — A więc za tym wszystkim kryje się jakaś kobieta? I ona potrafiła wyciągnąć z niego aż 350.000 marek?
Raffles skinął poważnie głową.
— Tak, to kobieta... Kobieta, którą kocha szczerze młodego księcia i ma nadzieję, że zostanie niedługo jego żoną.
— To niemożliwe! — zawołał książę podnosząc ręce do nieba. — Któż to taki?
— Pewna aktorka z Monachium. Nazywa się Aida.
— Aktorka? Należałoby ją wychłostać publicznie...
— Kat miałby wdzięczne zadanie, Wasza Wysokość.
— I cóż mi pan radzi, inspektorze? — odezwać się książę łagodniejszym tonem.
— Znam tylko jeden niezawodny sposób
— Proszę mi go wymienić.
Raffles uczynił ręką znaczący ruch:
— Trzeba zapłacić...
— Co takiego? Płacić? Przecież ta osoba kosztowała mnie już 350.000...
— Niech Wasza Książęca Mość pomyśli, ileby to kosztowało, gdyby ta dama została księżną?
Książę w zdenerwowaniu spacerował po pokoju.
— Ile ona chce za uwolnienie mego syna? — zapytał, zatrzymując się przed Rafflesem,
— Przynajmniej 100.000 marek.
— Ależ to okropne... Czy aby dotrzyma swej obietnicy, jeśli wpłacimy jej tę sumę?
— Gwarantuję to panu: za tę cenę panna Aida zrezygnuje z tytułu księżnej Maczaczicz.
— Zgoda. Teraz przejdźmy do innej kwestii: któż to jest ten Rommler, który pożyczył mojemu synowi tyle pieniędzy?
— To człowiek kryształowo uczciwy...