Strona:PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mówiąc to wstał i pogonił za jakimś dominem. Raffles i Baxter pozostali sami.
Raffles skinął po cichu na kelnera i wsunąwszy mu do ręki suty napiwek, rzekł.
— Czy widzicie tego pana? — wskazał na sapiącego Baxtera. — Jest to książę Montecuculi... Niestety, poczciwina zalał się w pestkę. Trzeba go będzie odwieźć do domu. Zawołajcie taksówkę i powiedzcie szoferowi, że ten pan mieszka na ulicy Bawarskiej...
Raffles umyślnie wybrał tę ulicę, ponieważ położona była w dzielnicy bardzo odległej od teatru.
— Słucham jaśnie pana — odparł kelner. — Zaraz wezwę taksówkę... Ale kto wprowadzi księcia na górę do mieszkania?
— To obojętne... Można go zostawić na ulicy: zadzwoni i służba go wprowdazi.
— Rozumiem, jaśnie panie.
Kelner szybko wykonał dane mu polecenie. Taksówka czekała już przed teatrem. Raffles chwycił Baxtera za ramię, potrząsnął nim potężnie i zawołał:
— Niech się pan zbudzi, inspektorze! Musimy schwytać Rafflesa!
Jednocześnie bezczelnie zrewidował jego kieszenie, wyjmując z nich dowody osobiste.
Baxter przetarł oczy.
— Ra... Ra... Rafflesa!... All right! Już idę, Marholm.
Dwóch kelnerów sprowadziło zataczającego się Baxtera do auta. Baxter był tak pijany, że wnętrze auta wydawało mu się podobnym do jego biura w Scotland Yardzie... Nie mógł tylko zrozumieć, dlaczego umieszczono je na kołach...
Po upływie trzech kwadransów auto zatrzymało się na odludnej ulicy. Szofer począł budzić śpiącego pasażera.
— Czy już? — mruknął Baxter. — Zaraz założymy mu kajdanki!
— Pijany, jak bela! — szepnął do siebie szofer i zabrał się z niemałym wysiłkiem do wyciągania go z auta.
Udało mu się wreszcie postawić go pod ścianą, Baxter bowiem nie mógł o własnych siłach utrzymać się na nogach... Śnieg okrył miasto grubą białą powłoką. Księżyc świecił jasno... Cień Baxtera rysował się ostro na białym całunie śniegu.
Nigdzie nie widać było żywej duszy. Auto odjechało.
Baxter rozpoczął rozpaczliwą walkę ze swym cieniem.
— Trzymać go!... To Raffles! — mruczał chwiejąc się na nogach.
— Czego pan u licha awanturuje się po nocy? — zawołał przechodzący policjant. — Będę musiał odprowadzić pana do komisariatu za zakłócenie spokoju!...
Baxter potknął się i jak długi upadł na ziemię. Oczywiście, cień którego przyjmował za Rafflesa, zniknął z przed jego oczu.
— Durniu, idioto! Pomogłeś mu uciec! — wołał zrozpaczony inspektor do policjanta, który bez pardonu postawił go na nogi i zabrał do komisariatu.

Tymczasem Marholm bawił się, jak nigdy w życiu.
Zapomniał o Londynie, Scotland Yardzie, Baxterze i Rafflesie.
— To znaczy życie... To rozumiem! — szeptał do ucha swej towarzyszki. — Przyciągnął ją do siebie, aby ją pocałować.
W tej samej chwili stanęła między nimi postać nieznanego mu mężczyzny. Był to Rommler.
— Niewierna! — zawołał zwracając się do Aidy. — A ty, mości panie, zabieraj się stąd czym prędzej zanim ci kości porachuję!
— You speak english? — zapytał Marholm.
— Zmykaj, bo mnie popamiętasz na całe życie! — zawołał Rommler, wymierzając mu silny cios pięścią w podbródek.
Marholm rzucił się na swego przeciwnika. Świadkowie tej sceny nie wiele rozumieli z tego co zaszło... Widząc jednak, że jednym z walczących jest cudzoziemiec, stanęli po stronie Rommlera. Sytuacja Marholma przedstawiała się niewesoło, gdy na scenę wszedł Raffles.
— Raffles! Lord Lister! Nie wierzę własnym oczom! — zawołał zdumiony.
— We własnej osobie... Cóż w tym niezwykłego?
— Gdzie Baxter? — zapytał Marholm, przytomniejąc.
— Będzie pan musiał pójść po niego wczesnym rankiem na ulicę Bawarską.
— Dokąd?
— Bliższy adres poda panu policja, panie Marholm.
— Ale my przyjechaliśmy tu po to, aby pana zaaresztować, lordzie Listerze.
— To wam się nie uda...
Lord Lister uśmiechnął się. Marholm zrozumiał, że Tajemniczy Nieznajomy znów wymknął im się z rąk...

Raffles u lichwiarza

Jeszcze podczas balu, Raffles porozumiał się z Charleyem Brandem w sprawie przeniesienia się do innego hotelu. Wynajęli tam pokoje znów pod innymi nazwiskami, aby uniemożliwić pościg policji.
Następnego ranka lord Lister wziął do rąk miejscową gazetę. Spojrzenie jego padło na ogłoszenie następującej treści:
„Poszukuję godnego zaufania człowieka, najchętniej byłego współpracownika policji, któryby podjął się pewnej delikatnej i wymagającej dużej dyskrecji misji. Oferty składać sub F. M.“.
— Szybko pióro, Charley! Wpadłem na wspaniały pomysł!
Raffles usiadł za biurkiem i zredagował ofertę
„Jako były agent policji angielskiej, posiadam odpowiednie kwalifikacje, do spełnienia wymienionej w ogłoszeniu misji. Byłem szefem Scotland Yardu przez lat 10 i zyskałem tam sławę w walce z Rafflesem.
Z prawdziwym szacunkiem
Inspektor Baxter.
P. S. — Odpowiedź proszę skierować na Poste Restante pod „Zawsze gotowy“.
List powędrował do skrzynki i jeszcze tego samego wieczora Raffles wysłał na pocztę, aby sprawdził, czy jest na Poste Restante odpowiedź.
Przeczucie go nie zawiodło. Charley wrócił z listem, który wywołał u Rafflesa prawdziwy wybuch radości.
— Wspaniała afera, Charley! Posłuchaj tylko:
„Szanowny Panie Inspektorze!
Otrzymałem od księcia Maczaczicza polecenie zaangażowania człowieka dla śledzenia prywatnego życia jego syna, młodego księcia Miłowa Maczaczicza, bawiącego obecnie w Monachium. Misja polega