Strona:PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy pan sądzi, że możnaby wymóc na nim obniżkę doliczonych procentów?
— Jeśli Wasza Wysokość zechce mi powierzyć te misję, postaram się o to. Będę musiał jednak zabrać ze sobą pieniądze, aby mu wpłacić gotówką.
— Rozumiem...
Książę Maczaczicz raz jeszcze sprawdził dokumenty Baxtera. Dla większej pewności, wysłał do Scotland Yardu depeszę z zapytaniem, czy istnieje naprawdę inspektor nazwiskiem Baxter. Odwrotną pocztą nadeszła odpowiedź następującej treści: „Tak... Jest to nasz najzdolniejszy detektyw“.
Książę nie wahał się dłużej. Wręczył Rafflesowi czek na 350.000 marek.
— Sto tysięcy marek dla owej panny Aidy, prześlę panu telegraficznie natychmiast po wykonaniu pierwszej części pańskiej misji... Muszę jeszcze przemyśleć tę sprawę.
Po dość męczącej podróży Raffles znalazł się z powrotem w Monachium. Przez cały ten czas Charley nie ruszał z hotelu.
— Wszyscy mówią o Rafflesie — rzekł. — Biedny inspektor porusza niebo i ziemię...
— Byłem tego pewien — odparł Raffles z uśmiechem.
Tegoż samego dnia lord Lister złożył wizytę młodemu księciu.
— Gdzie się pan podziewał, drogi hrabio? — zapytał. — Szukałem pana wszędzie. Niechże pan przyprowadzi raz jeszcze tego niezrównanego księcia de Montecuculi. Nigdy w życiu nie bawiłem się tak dobrze!
— Niestety, nie mogę spełnić pańskiej prośby... Niechże mnie pan posłucha: widziałem się wczoraj ze starym Rommlerem.
— Z tym lichwiarzem?
— Tak jest... To łotr z pod ciemnej gwiazdy, lecz i on wreszcie odczuł wyrzuty sumienia. Gotów jest obniżyć swe pretensje i zwrócić panu 150.000 marek ze sumy, którą przyśle mu pański ojciec. Niech pan przyjmie je bez skrupułów. Będzie pan mógł spokojnie oddać się pracy nad swym wynalazkiem.
— Praca moja dobiega już prawie końca, — odparł książę z radosnym błyskiem w oczach.
— Tym lepiej... Chwilowo żegnam pana, książę... Wrócę tu pojutrze.
— Niechże pan wraca, jaknajprędzej. Za kilka dni wybieram się na wystawę do Paryża. Na przeszkodzie stał mi tylko brak pieniędzy. Owe 150.000 spadają mi jak z nieba.
Raffles uśmiechnął się i opuścił mieszkanie księcia. Od księcia udał się wprost do starego Rommlera. Lichwiarz mieszkał na małej uliczce w starym odprapanym domu. Raffles podał się za inspektora Baxtera. Służąca wprowadziła go do brudnego pokoju, pełnego rupieci, na których przewalał się kurz. Po chwili wszedł Rommler. Był to chudły człowiek o wąskich zaciśniętych wargach.
— Czym mogę panu służyć?
— Jestem inspektorem policji...
Rommler począł tracić panowanie nad sobą.
— Wypraszam sobie... Jak może mnie pan zaaresztować, skoro należy pan do policji angielskiej?
— Przejdźmy do rzeczy — rzekł Raffles. — Zostałem przysłany tutaj przez starego księcia Maczaczicza w sprawie jego syna. Posiadam wszelkie pełnomocnictwa... Pożyczył pan młodemu księciu 150.000 marek.
— 150.000 marek... Nie bierze pan jednak pod uwagę mojego ryzyka?
— To mnie nic nie obchodzi. Jaką sumę wpłacił pan gotówką młodemu księciu?
— 320.000 marek.
— To nieprawda! 200.000 marek...
— Przysięgam, że 270.000 marek.
— Kłamstwo!
— Ostatecznie: 220.000 marek.
— Wbrew przysiędze i słowu honoru pożyczył pan tylko 200.000.
— Ale 150.000 nie jest procentem zbyt wygórowanym z uwagi na moje ryzyko, inspektorze!
— Mogę panu wypłacić natychmiast 200.000 marek.
— Nie przyjmę ich.
Raffles rozłożył na stole podjęte z banku banknoty.
— Nie przyjmie pan? Tym lepiej. Zabiorę je z sobą.
— Zobowiązanie opiewa na 350.000 marek.
— Tak... Ale w tej sumie mieści się 150.000, które winien pan wpłacić młodemu księciu.
— Nie... Suma ta należy się mnie.
— Panu należy się sześć miesięcy więzienia...
Lichwiarz otarł zroszone potem czoło. Był pokonany.
— Ma pan do wyboru: albo 150.000 marek, albo 6 miesięcy więzienia — powtórzył zimno Raffles.
— Pan chce mnie zastraszyć...
— Jeśli się pan nie zdecyduje, udam się na tych miast do prokuratora.
— Biada mi — zawołał lichwiarz. — Same nieszczęścia spadają na mnie... Straciłem znów 150.000 marek i mam syna hołysza!
— Co takiego?
— Hołysza, powtarzam... Mój syn jest rzeźbiarzem...
— O, to naprawdę przykre — odparł Raffles. — Niech się pan postara przynajmniej o to, aby go bogato ożenić.
— To nie takie łatwe... Zaręczył się z aktorką, która nie ma ani grosza! Panna Aida! Słyszane to rzeczy, aby nazywać się Aidą?
— Aida? — powtórzył Raffles jakby zamyślony. — O ile się nie mylę, ta pani ma otrzymać wkrótce 100.000 marek.
— 100.000 marek?... Nie, to chyba niemożliwe?... Stałaby się doskonałą partią... Aida, to znów wcale nie takie brzydkie imię...
— Niechże więc pan zrezygnuje z owych 150.000 marek.
— Nie mam wyboru... Opór kosztowałby mnie sześć miesięcy więzienia.
Raffles wyjął z kieszeni przygotowany zawczasu tekst listu:
„Drogi Książę!
W załączeniu przesyłam panu 150.000 marek, stanowiących pańską własność. Pieniądze te wypłacone zostały mi przez omyłkę przez Pańskiego Ojca. Winien był mi Pan jedynie 200.000 marek. Szczerze Panu oddany Rommler.“
Raffles wpłacił mu 200.000 marek. Czek na sto pięćdziesiąt tysięcy marek załączył do listu podpisanego przez Rommlera a zaadresowanego do księcia Miłowa.
Wróciwszy do hotelu, wysłał do Belgradu depeszę następującej treści:
„Spłaciłem Rommlera... Nic nie chciał ustąpić. Czekam na dalsze instrukcje w sprawie Aidy. Inspektor Baxter, Hotel „Metropol“.
— Przecież to naprawdę adres Baxtera? — wtrącił Charley.