Strona:PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Raffles uśmiechnął się tajemniczo i nachylił ku swemu rozmówcy:
— Chodzi o sprawę olbrzymiej doniosłości, pa-
— Hm... Czy mógłby pan wyrazić się trochę
nie Manning.
jaśniej?...
Raffles zamilkł i uktwił bystre spojrzenie w twarzy oszusta.
— Chodzi o pewien czek, panie Manning, którego starzejąca się wdówka nie podpisała z całą pewnością... — rzekł akcentująć każde słowo.
Amerykanin nie spodziewał się tak wyraźnej napaści: zbladł, następnie zaczerwienił się i zupełnie stracił pewność siebie... Zimne spojrzenie Rafflesa utwierdzało go w przekonaniu, że sprawa przedstawiała się poważnie. Przegrał... Odkryto go! Nic gorszego nie mogło mu się przytrafić.
— Wczoraj był pan w Banku Angielskim i zainkasował pan czek na sumę 20,000 funtów sterlingów. Czek ten podpisany był przez panią Grayson.... Pani Grayson domaga się, aby natychmiast zechciał pan wpłacić tę sumę na moje ręce. Poleciła mi zlikwidować jak najprędzej tę przykrą historię. Oczywiście, po tym wypadku nie chce więcej oglądać pana na oczy.
Mister Manning wstał jak automat, wyjął portfel i drżącą ręką wyjął z niego dwadzieścia banknotów po tysiąc funtów.
Raffles przeliczył je i schował do kieszeni.
— Proszę przyjąć ode mnie dobrą radę: niech pan natychmiast opuści ten hotel — rzekł.
Wyszedł z pokoju bez słowa pożegnania. Gdy był już na korytarzu prowadzącym do jego pokoju, do uszu jego doszedł odgłos rozmowy.
— Jaki jest numer pokoju pana Manninga? — pytał jakiś głos.
Raffles poznał głos Marholma.
— Numer trzysta jedenasty, — odparł służący przerażony powtórnym najazdem policji na hotel, cieszący się dotąd nienaganną reputacją.
Po wyjściu Rafflesa Amerykanin rzucił się do pakowania waliz. Czuł, że ziemia pali mu się pod stopami. Nie zdążył jednak dokończyć pakowania, gdy usłyszał gwałtowne dobijanie się do drzwi. Zastanawiał się co dalej robić. W tej samej chwili drzwi otwarły się gwałtownie i do pokoju wpadł Marholm wraz ze swymi ludźmi.
— W imieniu prawa, aresztuje pana, Johnie Rafflesie! — zawołał Marholm.
Mister Manning stanął jak wryty. Ludzie Marholma rzucili się na niego i założyli mu kajdanki.
Zobojętniały na wszystko, Manning opadł bezwładnie na krzesło.
— Otrzymałem dziś telegram z zawiadomieniem, że jest pan prawdopodobnie jednym z wielu oszustów, podających się za Rafflesa — rzekł Marholm. — Oczywiście, nie jest pan prawdziwym Rafflesem, ale dość udanym sobowtórem. A teraz zrewidujemy pańskie walizy.
Policjanci rzucili się do otwartych waliz. Jedna z nich wypełniona była do połowy książeczkami czekowymi, pochodzącymi z najrozmaitszych banków. Obok nich leżały stosy kartek, z podpisami napotykanych przez Manninga ludzi.
Marholm kazał spakować wszystko to, co mogło by ewentualnie stanowić dowód rzeczowy w sprawie i udał się do dyrektora hotelu, aby zawiadomić go o niezwykłym aresztowaniu. Największa jednak niespodzianka oczekiwała Marholma, gdy nazajutrz przybył do Scotland Yardu.
Otoczony czterema detektywami i zakuty w kajeter ny, do gabinetu wszedł Baxter.
— Niech pan inspektor nie zwraca nań uwagi — rzekł jeden z policjantów. — To zacięta sztuka i wypiera się wszystkiego... Od chwili zaaresztowania jest we wściekłym humorze!
— Rozumiem — odparł Marholm ze śmiechem.
Natychmiast po ustaleniu tożsamości, Baxter został zwolniony. Zajął swe zwykle miejsce za biurkiem i spojrzał spodełba na Marholma.
— Co to za spacery urządzacie sobie? — wrzasnął. — Czy tak wygląda wasze urzędowanie?
— Proszę mi wybaczyć, szefie... Dopiero przed chwilą dowiedziałem się o tym, że został pan przez omyłkę zaaresztowany jako Raffles... Byłem w Brighton gdzie zaaresztowałem innego Rafflesa...
— Co takiego? W Brighton? Przecież dopiero stamtąd wracam... Tam spędzałem mój urlop! Nigdy nie zapomnę tego komisarza policji z Brighton! Takich ludzi powinno się zamykać w domu wariatów. Jakże można było wziąć mnie za Rafflesa? Czy jestem do niego podobny?
Marholm uśmiechnął się ironicznie, myśląc o tym, jak bardzo w rzeczywistości inspektor różni się od Rafflesa.
— Co was sprowadziło do Brighton?
— Mówiłem już panu... Zaaresztowałem tam innego Rafflesa... Jest to oszust od dawna poszukiwany przez policję. Będę go miał zaszczyt zaraz panu przedstawić.
Otworzył szeroko drzwi i wprowadził Manninga, który z kajdankami na rękach oczekiwał w przed pokoju na swa kolej.
Inspektor Baxter nie zapomniał jeszcze ironicznego śmiechu, którym przywitał go Amerykanin poprzedniego dnia.
Ostro zabrał się do jego przesłuchania. Zapytał go przede wszystkim, co zrobił z sumą, którą podjął z konta pani Grayson.
Manning zgodnie z prawdą opowiedział mu cały przebieg rozmowy z profesorem Conte. Wyjaśnił, że zwrócił profesorowi pełną sumę, na którą opiewał czek.
Baxterowi przyszła myśl, że znalazł sposób odzyskania względów majętnej wdowy.
— Mam wrażenie, że nie obejdziemy się tu bez przesłuchania pani Grayson w charakterze świadka — rzekł zwracając się do Marholma.
— Słuszna myśl — odparł Marholm.
Poślijcie więc detektywa jo Brighton i każcie mu sprowadzić tu natychmiast panią Grayson i profesora Conte. Detektyw wyjaśni im powody, które skłoniły mnie do wezwania ich na policję.
Następnego ranka pani Grayson, w towarzystwie detektywa przybyła do Scotland Yardu. Miała na sobie wszystkie klejnoty i lekkim krokiem sunęła przez sale i korytarze policyjnego gmachu. Profesora Conte nie było u jej boku. Pani Grayson wyjaśniła, że profesor został wezwany wczoraj wieczorem nagle do Paryża. Nie wspomniała jednak ani słowem o odzyskaniu 20.000 funtów, które profesor Conte odebrał dla niej od Manninga. Baxter zapytał ją, czy otrzymała tę sumę. Pani Grayson spojrzała na niego ze zdumieniem. Baxter powtórnie zadał jej to samo pytanie: Wówczas czcigodna dama wpadła w wściekłość... Jest milionerką i kobietą uczciwą — mówiła. — Nigdyby nie pozwoliła na to, aby jej starsi panowie w rodzaju profesora Conte robili prezenty z dwudziestu tysięcy funtów...
Tym razem Baxter spojrzał na nią ze zdumieniem.